sobota, 8 czerwca 2024

Epilog - Na chmurze

 

Epilog

Na chmurze

 

 

Nalewałam kawę, kiedy tylnymi drzwiami wszedł Darius ze stosem pudełek pączków od LaMars.

– Cóż, nie mam nic przeciwko! – powiedział jego wujek Samuel, rozsiadając się na stołku przy wyspie i klepiąc się po swoim wielkim brzuchu.

- Panie Jezu. Wczoraj u Dorothei zjadł cały placek ze słodkich ziemniaków, a gapi się na te pudełka pączków, jakby nie jadł od miesięcy - Powiedziała siedząca obok żona Samuela, panna Regina.

- Pączki! Świetnie! - wykrzyknął Liam, wchodząc ze Scrapperem siedzącym tam, gdzie Scrapper często spędzał czas. Opierając się na szerokich ramionach Liama.

Nie wiedziałam, jak ta dwójka to robiła. Jak Scrapper zachowywał równowagę, gdy Liam robił wszystko to, co miał zamiar zrobić. Ale udawało im się to.

Tak, moje dziecko ukradło mi kota.

Zajęło mu to dwie sekundy, kiedy wrócił do domu z randki. Spojrzeli na siebie i oboje przepadli. Kiedy Liam był w domu, byli nierozłączni.

Dobra wiadomość była taka, że Darius nie był już zły na Texa za rzucenie na nas kota.

Nie było złych wieści.

Tyle że chciałam być dobrą mamą i uważać, że to urocze, że moje dziecko ukradło mi kota.

Ale byłam zirytowana.

Pierwsza go zobaczyłam!

Darius położył pudełka, rozłożył je na wyspie i podniósł pokrywki.

Gdy to uczynił, powiedział do syna - Ściągnij kuzynów, synu. Podano śniadanie.

I co zrobił Liam?

Przeszedł dwa kroki do drzwi salonu i krzyknął - Richie! Jacqueline! Pączki już są!

Spojrzałam na Dariusa.

Walczył z uśmiechem.

Walczyłam, chwytając pączka i ciskając nim w niego.

Pan Sam wychylił się daleko i sięgnął po cynamonowy kęs.

– Jeden, Sam – ostrzegła panna Regina - Święto Dziękczynienia już się skończyło. Słyszałeś, co powiedział twój lekarz.

- Święto Dziękczynienia trwa cztery dni, kobieto – odparował, po czym wgryzł się w pączka i mówił dalej przez cynamon i ciasto - Żaden szanujący się lekarz nie odmówiłby mi tego pączka.

Zwróciła na mnie zmartwione oczy.

Rozciągnęłam usta, żeby powiedzieć, że nie mogłam jej pomóc.

Tak czy inaczej, zgadzałam się z panem Samem.

Liam usiadł przy wujku swojego ojca, bracie swojego dziadka i sięgnął po własnego pączka, a ja rozkoszowałem się obserwowaniem ich z bliska i chłonięciem podobieństw.

Rozkoszując się faktem, że Darius nie tylko miał wokół siebie całą siłę swojej rodziny, ale teraz mogliśmy dać ją naszemu synowi.

Scrapper usiadł na ramieniu Liama i z zainteresowaniem przyglądał się mojemu chłopcu, podczas gdy Liam wgryzał się w wypełnione kremem, pokryte czekoladą pączkowe ciasto.

Liam odgryzł malutki kęs i podał go swojemu kotu, który przyjrzał się mu swoim malutkim czarnym noskiem, po czym zadarł głowę do góry.

- Więc więcej dla mnie, kolego – powiedział Liam do swojego futrzanego przyjaciela.

Darius zbliżył się do mnie, gdy opierałam się o tylny blat, pochylił głowę i szepnął mi do ucha - Lepiej bierz to, czego chcesz. Richie jest gorszy niż jego tata. A Jacqueline sama opróżni pudło. Może i jest chuda jak naćpana metą, ale ta suka potrafi to wchłonąć.

Zauważyłam to wczoraj u Dorothei.

Stłumiłam chichot, po czym ukryłam uśmiech za kubkiem z kawą.

- Ktoś powiedział pączki? – zapytał Richie, syn Sama i Reginy, wchodząc do pomieszczenia i wpatrując się w pudełka.

Dłoń Dariusa wystrzeliła w górę i zgarnął ze stosu jeden z nadzieniem cytrynowym, bułkę cynamonową i z kremem bostońskim.

Odchylił się do tyłu, położył cynamon i krem bostoński na blacie obok siebie i podał mi cytrynę.

Mój mężczyzna.

Zawsze się mną opiekujący.

Jacqueline wciągnęła tam swój malutki tyłeczek, mając ciało owinięte w krótki szlafrok, idealną twarz, ale włosy wciąż w rozczochrane.

Jej wzrok powędrował do Dariusa - Zły timing, kuzynie. Nie przeszkadza się dziewczynie w jej codziennych przygotowaniach.

- Nie musiałaś schodzić na dół – zauważył Darius.

– I miałam pozwolić Richiemu i tacie zjeść je wszystkie? - zapytała.

Delikatnie nachyliła się nad pudełkami, robiąc przegląd produktów, jakby jej decyzja miała trwać godzinami, po czym wyjęła paczka z dżemem spod palców Richiego.

- Hej! - psyknął.

- Gapowe się płaci - powiedziała, zanim zrobiła wielkie widowisko, wgryzając się w niego, nie odrywając wzroku od brata.

- Nic dziwnego, że Tyler nie chciał jechać z tobą do Denver na Święto Dziękczynienia – Richie werbalnie odpowiedział.

- O Panie – zawołała panna Regina do sufitu.

Jacqueline przełknęła kęs pączka i warknęła – Mój mężczyzna jest blisko ze swoją rodziną.

- Jak chciał sięgnąć po udko indyka, prawie odgryzłeś temu biednemu bratu ramię – odpowiedział Richie.

Uśmiechnęła się słodko, a dzięki doświadczeniu zdobytemu w ciągu ostatnich dwóch dni wiedziałam, że Richie był ugotowany.

- Przynajmniej nie zrywa ze mną przed każdymi wakacjami, bo jestem zbyt głupia i tchórzliwa, żeby się zaangażować, nawet po sześciu latach razem - Uniosła rękę i wykręciła mu wielki diament przed twarzą. Niespodziewanie jej wyraz twarzy zmienił się na przerażony i odwróciła się do Dariusa i mnie - Przepraszam. Bez urazy. Mieliście okoliczności łagodzące.

- Bez obrazy - powiedziałam jej.

- Kimberly rozumie, że mężczyzna musi być gotowy – Richie prychnął.

Jacqueline odwróciła się do niego. – Kimberly obecnie sprawdza Chestera, bo to jest mężczyzna, który potrafi się zaangażować.

– Tak, udowodnił to dwoma rozwodami, a brat jest w moim wieku, ma cholerne trzydzieści dwa lata.

- Richard! Język! – krzyknęła panna Regina.

Drzwi wejściowe się otworzyły.

- Juhu! - zawołała pani Dorothea.

- Tutaj, mamo! - krzyknął Darius.

Ugh!

Krzyki.

Wypuściłam westchnienie.

Pojawiła się w drzwiach, trzymając w jednej ręce blachę do pieczenia, w drugiej trzymając torebkę na ramieniu, a jej mama, babcia Beverly, która przyjechała z Phoenix, była u jej boku.

- Cóż, spójrzcie tylko. Macie pączki. A tutaj obudziłam się wcześnie i upiekłam porcję moich bułeczek cynamonowych.

Upiekłam porcję.

Zrobienie bułek cynamonowych zajęło jej trzy godziny.

Trzymała je wyciągnięte do przodu, a Liam i Jacqueline wpadli na siebie, chwytając je.

Ale Scrapper, jako że był Scrapperem, trzymał się dalej.

- Kocham swoje życie – powiedziałam.

Darius chwycił moją dłoń, a ja zaczęłam się do niego uśmiechać, ale podniósł ją w dziwny sposób, wkładając drugą rękę do kieszeni dżinsów.

Następnie wsunął na mój palec serdeczny diament o szlifie poduszkowym, otoczony większą liczbą diamentów i z jeszcze większą liczbą diamentów osadzonych w obrączce.

A główny diament był znacznie większy niż ten Jacqueline (była słodka i lubiłam ją, ale, jak by to ujęła Toni… ha).

Pani Dorothea westchnęła.

Podobnie pani Regina, babcia Beverly i Jacqueline.

- Cóż, w porządku – zapiał pan Sam.

- A ja kocham moją przyszłą żonę – szepnął Darius, patrząc mi w oczy.

No cóż.

Pieprzyć to.

Nie powstrzymywałam ich.

Rzuciłam mu się w ramię i zalałam się łzami.

*****

Dwie godziny później, po kilku innych telefonach i pojawieniu się kilku innych członków rodziny, zadzwoniłam do Toda.

- Hej, dziewczyno – odebrał – Co się dzieje?

- Wszystkie systemy działają – odpowiedziałam.

Zachichotałam, kiedy musiałam odłożyć telefon od ucha, bo tak głośno wrzeszczał.

*****

Weszłam tylnymi drzwiami, powiesiłam płaszcz na wieszaku, przerzuciłam torebkę i pasek aktówki na niego, po czym przeszłam przez pralnię do kuchni.

Już poczułam, że ktoś zapalił moje zimozielone świece.

Pachniało jak Boże Narodzenie.

A moja kuchnia w tym ociekała (to było coś ze starego miejsca, z czego na pewno korzystaliśmy, moje ozdoby choinkowe).

Mój mężczyzna siedział przy desce do krojenia i kroił warzywa. Mój syn siedział przy blasze z bułeczkami drożdżowymi, smarując ich wierzch roztopionym masłem. Scrapper był tam, gdzie Scrapperowi nie wolno było przebywać, uderzając nakrętką butelki z wodą po wyspie, około dwóch stóp od bułek.

– Synu, twój kot – powiedziałam.

- Jest taki malutki, że nie widzę go, kiedy jest na podłodze, a nie chcę na niego nadepnąć – odpowiedział Liam.

Spojrzałam na Dariusa.

– Ja też nie chcę na niego nadepnąć.

Tych dwóch.

Proszę. Niech ktoś mnie zabije.

Nikt nie chciał mnie zabić, więc zrobiłam następną najlepszą rzecz.

Podeszłam do wina i nalałam.

- Kobieto, usta – rozkazał Darius.

Poszłam do mojego mężczyzny i dałam mu usta.

Nie przeciągnął tego, ale i tak zrobił to dobrze.

Razem z winem podeszliśmy do stołka i zapytaliśmy - Chcecie wiedzieć, co wydarzyło się dzisiaj w pracy?

- Jasne – odpowiedział Liam w tym samym czasie, gdy jego tata nalegał – Strzelaj.

- Dziś rano biuro Jeffreya zostało wysprzątane, zanim ktokolwiek przyszedł. Nic tam nie zostało. Tylko jego biurko i inne meble, które są własnością firmy.

- Wow – powiedział Liam, odwracając się do piekarnika, aby ustawić temperaturę bułek.

- A Carrie została w puszce. Chyba mamy politykę bez-pieprzonego-wymieniania-partnerów - Upiłam łyk wina. - Musiałam to przeoczyć, czytając nasz podręcznik pracowników.

Liam spojrzał na Dariusa i uśmiechnął się - Mama powiedziała pieprzony.

Darius odpowiedział uśmiechem.

- Chłopcy! - zawołałam - To ważna wiadomość.

– Wiem. Nigdy nie mówisz pieprzony. Albo nie mówisz tego zbyt często – odparł Liam.

Scrapper machnął nakrętką w moją stronę.

Złapałam to, pstryknąłam palcem, a on pobiegł za nią, z tyłkiem wzniesionym w powietrze, kołyszącym się ogonem, wyciągniętymi przednimi łapami, uderzającymi łapami o stal nierdzewną, kiwającym głową na boki, całkowicie przegapiając tę niesłychaną rzecz.

Uroczy mały łobuziak.

Liam odstawił do zlewu miskę, w której topiło się masło, a następnie chwycił Scrappera i położył go na swoim ramieniu.

Scrapper natychmiast ułożył się w zgięciu, blisko szyi Liama, z przednimi łapami zwisającymi do przodu, tylnymi łapami zwisającymi w dół jego pleców, najwyraźniej decydując, że ściganie nakrętek to ciężka praca i nadszedł czas na drzemkę.

To było totalnie do bani, że moje dziecko ukradło mi kota.

- Można tak łatwo wyrzucić wyznaczonego partnera? – zapytał mój syn.

- Nie. Chyba że zrobił coś bardzo, bardzo złego.

Mój wzrok powędrował do Dariusa.

Jego oczy płonęły.

- Ally jest taka dobra? - zapytałam.

- A jak myślisz? - zapytał w odpowiedzi.

Nie musiałam myśleć.

Wiedziałam.

Uśmiechnęłam się do niego.

Mrugnął do mnie, a potem odwrócił się do deski do krojenia, żeby z niej zrzucić warzywa do garnka z wrzącą wodą na kuchence.

*****

Siedzieliśmy na czterech fotelach w Reserve, Toni naprzeciw mnie, Tony naprzeciw Dariusa.

Na stole między fotelami stała deska zastawiona serami i wędlinami, oliwkami, orzechami i owocami.

Trzymałam w dłoni kieliszek wyjątkowej czerwieni.

Toni zdecydowała, że dzisiejszy wieczór, jak wiele innych, będzie wieczorem z martini.

Tony i Darius o czymś rozmawiali. Sporty. Obecne wydarzenia. Nie wiedziałam.

Było mi to obojętne.

Bardzo mi się podobało, że się dogadywali. Żeby mogli kontynuować rozmowę bez swoich kobiet, tak jak my mogłybyśmy robić to bez nich.

Oczy Toni przesunęły się na mnie i wyczytałam w nich to, co poczułam w uścisku, jakim mnie objęła przed Fortnum kilka miesięcy temu.

Zrozumiałam to. Żyłam tym.

Chmura szczęścia nigdy nie zniknęła i teraz wiedziałam, że nigdy nie zniknie.

- Tatuś! – krzyknęła Talia od drzwi.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć na nią wokół fotela.

Wyglądała na czymś zirytowaną.

Nie kazała nam czekać, aby podzielić się z nami tym, o co chodziło.

- Liam oszukuje! - oskarżyła.

- Nie oszukuję! - Liam krzyknął z wypoczynku w drugim pokoju.

- Liam nie jest oszustem, kochanie – powiedział Tony.

Spojrzała na niego gniewnie, po czym zmieniła cel.

Podeszła do Dariusa, położyła mu rękę na przedramieniu, skręciła nogę w kostce, spojrzała na niego oczami zranionej łani i wyjęczała - Wujku Dariusie, Liam ciągle wygrywa w grach telewizyjnych.

Darius natychmiast zerwał się z fotela - Dobra, kochanie. Chodźmy z nim porozmawiać.

Uśmiechnęła się radośnie, wzięła go za rękę i wyszli.

- Kiedy dasz mu kolejne dziecko, będziesz cierpiała – ostrzegła Toni.

- Już to wiem – powiedziałam beztrosko, po czym upiłam łyk wina.

I wiedziałam.

Po prostu mnie to nie obchodziło.

*****

– Widzisz to?

- Szzz, widzę to.

– Nie widziałaś tego do tej pory.

– Tak.

– Absolutnie nie.

- Grr!

Oderwałam wzrok od Kennetha, który tulił do piersi nowonarodzoną córkę swoją i Leny, Michelle, siedząc przytulony obok Leny w szpitalnym łóżku i, co nie było niczym niezwykłym, świat dla Kennetha się rozpłynął.

Jedynymi ludźmi w nim byli on, jego żona i córka.

- Myślisz, że jest szurnięty. Ja myślę, że to ogarnia. Ma miejsce tylko na to, co jest dla niego ważne, ciekawe, co ma dla niego znaczenie, a reszta znika. To geniusz – szepnął Darius.

Nie mogłam się z tym spierać.

Widziałam, jak mama próbowała się tam dostać i położyć ręce na Michelle.

Kenneth zignorował ją, spoglądając wyłupiastymi oczami na żonę i robiąc to samo swojej córce, więc mama nie miała innego wyboru, jak tylko się wycofać.

- Widziałaś? - Darius nadal szeptał - Geniusz.

Spojrzałam na niego z boku.

Uśmiechnął się do mnie, kiedy to złapał, po czym pochylił się i szepnął mi do ucha - Chcę jedno takie.

Kiedy się odsunął, obiecałam - Kiedy nadejdzie czas, dam z siebie wszystko.

Uśmiechnął się do mnie, zanim mnie pocałował.

Objął mnie ramieniem, gdy ponownie skupiliśmy się na nowo powiększonej rodzinie.

Lena oparła głowę na ramieniu Kennetha i dotknęła policzka córki.

Moja chmura mnie przytuliła.

Westchnęłam.

*****

Niewiele później…

Nie mieliśmy wystarczającej liczby biletów dla wszystkich członków rodziny Liama.

Mimo to udało nam się pogrzebać, zdobyć trochę i zaprosić na stadion mamę i tatę, Lenę i Kennetha, Toni i Tony’ego, panią Dorotheę, Gabby, Danni i babcie Beverly.

Po tym, jak Liam przyjął świadectwo ukończenia szkoły i przesunął frędzlem po birecie, jego kroki były zdecydowane, jakby już wkraczał w wspaniałe życie, jakie będzie prowadził, jego dyplomy z gratulacjami trzepotały, jego wzrok skierował się bezpośrednio na mnie.

Pomachałam mu, podskakując na swoim miejscu i przesyłając całusy.

Jego szeroki uśmiech stał się jeszcze większy i rozlał się po jego twarzy.

Potem zatrzymał się i gwałtownie opuścił głowę, zanim spojrzał na ojca. Dopiero gdy to zrobił, uderzył pięścią w serce.

Zacisnęło mi się gardło.

Darius również uderzył pięścią.

Liam odszedł.

Spojrzałam na mojego mężczyznę i nie miałam czasu, by radzić sobie ze łzami w oczach.

Musiałam sobie radzić z tymi w jego.

*****

To tak naprawdę nie powinno być zmartwieniem, że nie udało nam się zdobyć biletów dla wszystkich.

Kiedy po ceremonii rozdania dyplomów przeszliśmy przez tylną bramę, zauważyłam, że RCHB było zajęte. Nasze podwórko przeszło metamorfozę. Wszędzie wisiały balony, serpentyny i transparenty, stoły uginały się od jedzenia, jeszcze bardziej uginały się od zapakowanych prezentów, stopy twardo stąpały po ziemi, a buty spoczywały na każdym leżaku z okolicy, a niektóre przyniesiono także z innych miejsc.

Konfetti unosiło się gęsto w powietrzu wśród okrzyków i wrzasków, gdy Liam pokazał swoją twarz.

Lee był pierwszym, który chwycił go za kark, męsko potrząsnął, a potem przyciągnął do uścisku, bijąc go tak mocno po plecach, aż przysięgam, że Liam mógł mieć od tego siniaki.

Liam nigdy, przenigdy nie narzekałby.

Kochał swojego wujka Lee.

Eddie wszedł następny i zrobił to samo.

Liam na to też nie narzekałby, bo to samo czuł do swojego wujka Eddiego.

Jako następna wkroczyła Daisy, wyciągając się wysoko, nawet jeśli miała na sobie Lucite, buty do striptizu na platformie, które dodawały jej co najmniej dwanaście dodatkowych centymetrów (mój chłopiec był tak wysoki jak jego tatuś, a nawet wyższy).

Ujęła jego twarz w obie ręce.

- Spójrz na siebie, słodziaku, z którego twoja mama i tata są dumni. Ruszasz na Harvard! - Odwróciła się, zgięła wpół i krzyknęła - Harvard!

Wszyscy, którzy mieli kieliszek, podnieśli go (a było ich większość) i razem z wszystkimi, którzy go nie mieli (a było ich prawie wcale) krzyczeli - Harvard!

Zaśmiałam się.

Odwróciła się do Liama ​​i uderzyła go delikatnie dwa razy w policzek otwartą dłonią.

- Jestem z ciebie dumna, dzieciaku. Dobra robota – Potem znów się odwróciła i krzyknęła – A teraz, gdzie jest moja margarita?

- Ona jest jak szaloną cheerleaderką – wymamrotał Liam, gdy odeszła, ale uśmiechał się, bo to była ona, a on kochał swoją ciotkę Daisy.

To Darius chwycił go wtedy za kark i trzymał dalej, prowadząc syna do przodu, na łono całej gromady ludzi, którzy go kochali, mówiąc - Ona jest, synu. Ona taka jest.

*****

Niewiele później potem…

Wiedział, że tam byłam.

Mojemu mężczyźnie nic nie umykało.

Ale nie podniósł wzroku znad swojego zadania.

- I słoniątko zapytało króliczka: „Ale dlaczego żaba musi pozostać w swoim liliowym mieszkanku?

Zabawiał się w sypialni Jill.

Nasza córka leżała na jego klatce piersiowej, jej wielkie oczy opadły, gdy głęboki głos jej tatusia rozbrzmiał wokół niej i grzmiał w niej, gdy jej czytał.

Zostawiłam ich z tym.

Miałam całą tę dobroć dla siebie, kiedy urodziłam Liama.

I dowiedziałam się, że Darius dałby mi wszystko, ale przepadał za małymi dziećmi.

Nie przeszkadzało mi to.

Ani trochę.

Zamiast zejść na dół do swojego fotela i książki w gabinecie, poszłam do kuchni, bo musiałam zrezygnować z wina na rzecz ciąży i karmienia piersią, ale teraz to odzyskałam.

Nalałam sobie trochę i podeszłam do gramofonu w salonie.

Włączyłam album.

I skuliłam się na kanapie, i czekałam na niego.

Niewiele później pokazał się z elektroniczną nianią w dłoni.

Jego wzrok skierował się na mnie, ale jego ciało powędrowało do kuchni.

Wyszedł wciąż z elektroniczną nianią, ale także z lampką wina.

Ustawił monitor na bocznym stoliku, po czym owinął swoje długie ciało wokół mojego od tyłu.

- Więc? – zapytał mnie do ucha.

Wiedziałam, o co pytał.

Musieliśmy podjąć ważną decyzję.

Oparłam się o jego szeroką klatkę piersiową.

- Życie jest przygodą, prawda? - zapytałam w odpowiedzi.

- To nie jest odpowiedź, mała.

Wykręciłam szyję, żeby na niego spojrzeć - Co ty chcesz zrobić?

Nie wciskał mi żadnych bzdur ani nie owijał tego, kiedy powiedział - Chcę jechać.

- Lee i Eddiego tam nie będzie.

- Tak, będą. Zawsze będą. Być może nie tak blisko, ale zawsze będą.

Miał rację.

- Mama wkrótce przejdzie na emeryturę. Tam jest lepsza pogoda – powiedział mi. - Ma dość śniegu i zimna.

Znów miał rację.

- Ja też mam tego dość - dodał.

- Co zrobimy z domem? - spytałam.

- Wynajmiemy.

Skrzywiłam się.

Uśmiechnął się i powiedział - Piwnicę z winami możemy zbudować gdziekolwiek, kochanie.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, zanim mu powiedziałam: – To nie tylko to.

- Zabierzemy to ze sobą - powiedział - Lub Danni i Gabby nie odmówiłyby kolejnej pracy. - Znowu się uśmiechnął. - Mam teraz przewagę liczebną. Ty i Antonia możecie sprawić, żeby było tak, jak zechcecie.

- Chcemy być otoczeni tobą.

Zamknął oczy i oparł czoło o moje, a z bliska mogłam zobaczyć opierające się o jego policzki te długie, kręcone rzęsy, w których zakochałam się wiele lat temu, miedzy regałami książek w antykwariacie.

Kiedy je otworzył, szepnęłam - Jedźmy do Los Angeles, kochanie.

Pocałował mnie.

So Long, Frank Lloyd Wright zakończyło się, ramię gramofonu uniosło się i zawirowało z powrotem na miejsce.

Darius zostawił mnie, przewrócił album i ustawił igłę.

Wrócił i owinął się wokół mnie.

I razem słuchaliśmy życia Dariusa w piosence (w większości), siedząc blisko, popijając wino, z naszym synem na drugim końcu kraju, przygotowującym się do podboju świata, z naszą córką na górze, śpiącą, marzącą i beztroską.

A Darius i ja byliśmy na naszej kanapie, ale na chmurze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz