sobota, 25 maja 2024

9 - Moje własne cholerne życie

 

Rozdział 9

Moje własne cholerne życie

 

Kiedy następnego ranka weszłam do kuchni, mimo że było wcześnie, było lato i weekend, mój syn siedział na stołku przy naszej wyspie.

Otworzył usta.

Podniosłam rękę i skierowałam wnętrze dłoni w jego stronę.

- Nie. Nie - Potrząsnęłam głową - Nie chcę tego słyszeć.

- Okej, mamo, ale musisz tego posłuchać.

Zignorowałam go i podeszłam do ekspresu do kawy.

Dzbanek był napełniony. Mój chłopak zaczął pić kawę kilka miesięcy temu. Początki tego umknęły mojej czujności. Kiedy się opamiętałam, było już za późno.

Być może zapoznał go z tym jego ojciec.

Wyciągnęłam kubek z szafki.

– Chciałem do niego zadzwonić. Zastanowić się, jak moglibyśmy wyznać ci prawdę. I zrobiłem to. Tyle że został porwany przez dupka, więc nie mógł odbierać moich telefonów – powiedział Liam.

Zwróciłam się wtedy do niego.

– Język, chłopcze – warknęłam.

Widziałam, jak napinała mu się szczęka, a potem uparcie mówił dalej - To musiało się skończyć. Obaj o tym wiedzieliśmy. Po prostu nie mogłem zmusić taty, żeby się do tego przyznał. Poczuł się jakby … niegodny ciebie czy coś. Więc kiedy zapytałaś mnie, czy chcę się z nim spotkać, zgodziłem się, no cóż, uh… – podrapał się niespokojnie po głowie - jakbym jeszcze go nie spotkał, kiedy spotkałem.

Nalałam sobie kawę i kiedy skończył mówić, odwróciłam się do niego.

– Tę część złapałam.

Podeszłam do lodówki, żeby wyjąć śmietankę.

- Mamo, to nie jest tak, że chcieliśmy to przed tobą ukryć. Po prostu, no wiesz, wciąż go kochałaś. Powiedział mi, że chcesz, żebyśmy stali się rodziną. A to nie było bezpieczne... jeszcze.

– Skąd wiedziałeś, że wciąż go kocham? – zapytałam.

- Powiedziałaś mi – odpowiedział.

Po nalaniu śmietanki ponownie się do niego zwróciłam – Tak, jakieś siedem lat temu.

Wyglądał nieswojo – Tak, mamo, ale ty nie umawiasz się na randki. Jesteś moją mamą, ale mam oczy, wiec widzę, że jesteś seksowna. Nadal jesteś tak jakby młoda.

Nadal tak jakby młoda.

Miałam trzydzieści trzy lata!

Panie daj mi siłę.

Kontynuował - Możesz całkowicie wyhaczyć faceta. Nigdy nawet nie spojrzałaś. Ponieważ zależy ci na tacie.

Niech mi ktoś wyjaśni dlaczego nagle zapragnęłam mieć nudne dziecko.

Sięgnęłam po łyżkę, żeby wsypać cukier i wymieszać kawę.

- On jest schrzaniony – stwierdził Liam.

- Robi to łyżka do opon – powiedziałam do kawy, mieszając ją - Wyzdrowieje.

- Nie. Chodzi o ciebie. O nas. O to, co zrobił po śmierci ojca. Wiesz, że jemu też zależy na tobie - znacząca przerwa – I on też się nie umawia.

Strzał… prosto w serce.

Miałam rację, kiedy tu weszłam.

Nie chciałam tego słyszeć.

Otworzyłam szafkę i wyjęłam kubek podróżny - Jadę do sklepu spożywczego.

- Mamo.

Nalałam kawę do podróżnego kubka. – Skoro już wstałeś, chcę, byś odkurzył podłogi, zanim wrócę do domu.

- Nie możesz od tego odejść – powiedział mi Liam, gdy brałam klucze z blatu i torebkę, po czym podeszłam do listy zakupów i oderwałam górną kartkę, na której były zapiski moje i Liama.

Następnie skierowałam swój wzrok na mojego chłopca.

- Mój syn mnie okłamywał. Jego ojciec mnie okłamywał. Przez lata. Przykro mi, Liam, ale nie masz wyboru. Będziesz musiał dać mi trochę czasu.

– A tata?

- Chociaż jestem zła z powodu tego, jak to się stało i jak długo to trwało, jestem zachwycona, że masz więź z ojcem – przyznałam.

- Nie. Mam na myśli tatę, ciebie, mnie, nas, naszą rodzinę. Możemy nimi być teraz. Na serio.

- Kocham cię, Liam, ale jesteś na tyle dorosły, aby zrozumieć, że nie twoja sprawa, jak to się stało, kiedy mówię, że ten statek odpłynął.

Wyraźnie się zdenerwował.

Po prostu będzie musiał to przeboleć.

Działania miały konsekwencje.

Będzie musiał się tego nauczyć.

Poczynając od teraz.

*****

Samochody stojące na ulicy przed moim domem powiedziały mi, że nie zdążę odłożyć zakupów, przygotować salsy brzoskwiniowej i położyć ją na grillowane tacos z krewetkami, które miałam zrobić później, i ułożyć nogi do góry na leniwą sobotę z książką.

Mimo to wjechałam samochodem do garażu, podeszłam do bagażnika, wziąłam kilka toreb i ruszyłam do środka.

Liam stał przy wyspie ze swoim dziadkiem. Jego babcia, jedna z nich, siedziała na stołku z moją siostrą. Jego druga babcia, która nigdy w życiu nie stanęła w moim domu, wyglądała, jakby robiła ciasteczka.

Ugh!

Rzuciłam torby na wyspę i powiedziałam Liamowi - W bagażniku jest więcej.

Liam zerknął na dziadka, skinął głową i poszedł do garażu.

Zaczęłam wyciągać zakupy.

- Kochanie, musimy porozmawiać – oznajmił tata.

Czułam za dużo, bardzo mocno, bo właśnie przebyłam całą drogę do sklepu spożywczego i całą drogę do domu, nie kierując samochodu w stronę szpitala, żeby móc sprawdzić, co u Dariusa, i poradziwszy sobie z tym herkulesowym zadaniem, miałam dość.

I z jakiegoś powodu skierowałam swój gniew na osobę, która według mnie zdradziła mnie najbardziej.

Matka Dariusza.

– Nie spodziewałam się tego po tobie – stwierdziłam.

Patrzyła mi prosto w oczy, a słodka, cicha panna Dorothea nie cofnęła się – Ja też się tego po tobie nie spodziewałam.

– Robiłam to, czego chciał twój syn.

- Masz własny rozum, dziecko – odparowała.

– Więc pomyślałaś, że ostatnie szesnaście lat było łatwe? Wszystkie decyzje, które musiały zostać podjęte, podjęłam bez problemu?

- Ja tego nie powiedziałam. Właściwie, ponieważ mam nadzieję, że mnie słuchasz, powiem, że wiem, że było to trudne, strasznie trudne dla ciebie, dla mojego syna, dla mojego wnuka, dla nas wszystkich. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, biorąc pod uwagę los, jaki nam dano. A teraz chwalcie dobrego Pana, to się skończyło i możemy wyzdrowieć.

Wyciągnęłam kilka bananów - To nie jest koniec.

- To dlatego, że jesteś zdeterminowana, aby trzymać się bólu, gdy minie czas na zranienie – wtrąciła mama - Rozumiem. To nawyk. Ale dla wszystkich zainteresowanych, musisz odpuścić.

Przyszpiliłam ją spojrzeniem - I to jest to? Przez lata ukrywaliście przede mną sekretne wizyty z Dariusem i Liamem, a ja muszę o tym zapomnieć?

- Widział Liama na ślubie Toni i Tony’ego – wtrąciła Lena.

– Wiem o tym – warknęłam na siostrę.

- Dziewczyno, to go zniszczyło” – szepnęła.

Łza w moim sercu z tamtego czasu nie zagoiła się, więc to poczułam.

Czułam to.

- Nie mógł trzymać się z daleka – powiedziała.

- Twoja matka i ja już domyśliliśmy się, że skądś bierzesz pieniądze. Nie trzeba było umiejętności Sherlocka Holmesa, żeby wiedzieć, skąd je bierzesz – powiedział tata (całkowicie powinnam była skłamać w sprawie wygranej na loterii, teraz to zauważyłam) - Twoja mama wpadła kiedyś do Leny, kiedy Darius i Liam byli z wizytą. Nie spodziewano się jej. Ale wtedy już wiedzieliśmy i słyszeliśmy pewne rzeczy. Zrozumieliśmy, o co mu chodziło. Ale chłopiec potrzebuje ojca. Zrobiliśmy, co musieliśmy, aby tak się stało.

- Matka potrzebuje partnera – odpowiedziałam.

- No już, kochanie – powiedział tata swoim rozczarowanym tonem - Wiem, że jesteś zraniona i rozumiem, dlaczego. Ale nie przeszłaś tego sama. Nawet nie blisko. Byliśmy z tobą. I Darius też cię wspierał.

Cholera.

Nie mogłam temu zaprzeczyć.

Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko i ser.

Kiedy zamknęłam drzwi, wydałam z siebie pisk i odskoczyłam o pół kroku, bo Dorothea tam była.

- Kochał cię od czasów liceum – powiedziała.

Potrząsnęłam głową, żeby wytrząsnąć jej słowa z uszu, i okrążyłam ją, aby dostać się do zakupów spożywczych.

– Gdzie jest ten chłopak z torbami? – wymamrotałam.

- Zostanie tam, dopóki tego nie rozwiążemy – powiedział mi tata.

Spojrzałam na niego – Więc będzie musiał sam je odłożyć.

Odwróciłam się, żeby wyjść z pomieszczenia.

- Nie bądź uparta – zawołała za mną mama.

Racja.

Wystarczy.

Rzuciłam się na nią.

Na nich wszystkich.

- Wiem, że Darius dawał mi pieniądze. Wiem, że Darius kupił nam nasze meble. Wiem, że Darius w zasadzie kupił ten dom. Wiem, że się nami opiekował. Nie wiecie jednak, że między nim a mną to nie był koniec. To były przystanki i starty, a przez ostatnie kilka lat trzymał się z daleka. Ale na początku, kiedy wróciłam do Denver, byliśmy razem przez lata.

Po ich twarzach mogłam poznać, że nie znali tej ostatniej części.

Szczególnie trudno było patrzeć na minę Leny, biorąc pod uwagę, że jej szok był pomieszany z bólem, tak jak wiedziałam, że tak będzie.

Mimo to wypuściłam tę bombę.

- Mógł mi powiedzieć. Miał mnóstwo okazji. Nie powiedział mi. Nie powiedział mi o rodzaju swojej pracy. Nie powiedział mi, że czasem spędza czas ze mną, a innym razem ze swoim synem. Nie wpuścił mnie. Nie pozwolił mi brać udziału w rozmowie. O podejmowaniu decyzji. Nie pozwolił mi decydować, czy jestem gotowa podjąć ryzyko, którego on nie chciał podjąć, abyśmy mogli założyć rodzinę. Rozdzielił nas z własnych powodów i mogły być dobre, ale nie dał mi nic do powiedzenia.

Skupiłam się na mamie i szłam dalej.

- Próbowałam cierpliwości. Przez lata. Lata. Poświęcał czas dla mnie i naszego chłopca, dawał, ale nie dał wystarczająco dużo.

Spojrzałam na tatę, ale nie skończyłam.

Bynajmniej.

- Tak, mieliśmy waszą miłość i wsparcie, a to znaczyło wszystko, tato. Wszystko. Nie wiem, gdzie Liam i ja bylibyśmy bez tego. Ale doskonale wiesz, że to nie to samo. To nie to samo, co mama i tata mieszkający pod jednym dachem i razem wychowujący dziecko. Mogłeś zabrać mój samochód na wymianę oleju, ale zrobiłeś tak wiele, że nie mogłam cię o to prosić, chociaż sam nie miałam czasu tego zrobić, ale trzeba było to zrobić. Nie można wpaść do sklepu spożywczego ze zmęczonym czterolatkiem, żeby kupić coś, o czym zapomniałaś kupić poprzedniego dnia. Musiałam zaciągnąć Liama do sklepu, podnieść go na siedzenie i zabrać wszystko, czego potrzebowaliśmy, a potem zabrać chłopca do domu, nakarmić go i położyć do łóżka o przyzwoitej porze. Następnie, padając z nóg, siadałam do komputera, aby odrobić zajęcia. Potrzebowałam go. My go potrzebowaliśmy. I on tam był. Ale nadal był duchem. Więc jestem zła. Rozumiem. Wasz punkt widzenia został przedstawiony. Myślicie, że muszę to przeboleć. Ale musicie pozwolić mi być wściekłą tak długo, jak to konieczne, a cokolwiek się potem wydarzy, będziecie musieli z tym żyć. Ponieważ przez szesnaście lat żyłam zgodnie z tym, co Darius Tucker uważał za słuszne. Teraz zamierzam podejmować własne cholerne decyzje dotyczące mojego własnego cholernego życia. I on też będzie musiał żyć z tym, czymkolwiek one będą.

Wydusiłam z siebie to, co chciałam powiedzieć, po czym, zanim ktokolwiek zdążył wypowiedzieć słowo, pobiegłam do swojej sypialni i trzasnęłam drzwiami.

*****

Jakiś czas później, kiedy poczułam, że zgiełk ucichł (i szczerze mówiąc, kiedy nie mogłam już oprzeć się pokusie zapachu pieczonych ciasteczek), wróciłam na dół.

Na wyspie była puszka ciasteczek wraz z liścikiem od mojego syna, który mówił, że wszyscy pojechali do szpitala odwiedzić jego tatę i byłoby fajnie, gdybym do nich dołączyła.

Nie dołączyłam do nich.

Zjadłam jedno z ciasteczek Dorothei.

W chwili, gdy dotknęło mojego języka, zalały mnie wspomnienia. O niej, o panu Morrisie, o straconej młodości, o zmarnowanych latach, umierającej nadziei i, choć byłam szalona, z całego serca miałam nadzieję, że to nie były pierwsze ciasteczka, które zrobiła dla mojego syna.

Naprawdę chciało mi się płakać.

Ale nie zrobiłam tego.

Wzięłam jeszcze dwa ciasteczka, zrobiłam sobie herbatę i poszłam do swojego pokoju z książką.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz