Rozdział 9
Moje własne cholerne życie
Kiedy następnego ranka weszłam do
kuchni, mimo że było wcześnie, było lato i weekend, mój syn siedział na stołku
przy naszej wyspie.
Otworzył usta.
Podniosłam rękę i skierowałam wnętrze dłoni
w jego stronę.
- Nie. Nie - Potrząsnęłam głową - Nie
chcę tego słyszeć.
- Okej, mamo, ale musisz tego
posłuchać.
Zignorowałam go i podeszłam do
ekspresu do kawy.
Dzbanek był napełniony. Mój chłopak
zaczął pić kawę kilka miesięcy temu. Początki tego umknęły mojej czujności.
Kiedy się opamiętałam, było już za późno.
Być może zapoznał go z tym jego ojciec.
Wyciągnęłam
kubek z szafki.
–
Chciałem do niego zadzwonić. Zastanowić się, jak moglibyśmy wyznać ci prawdę. I
zrobiłem to. Tyle że został porwany przez dupka, więc nie mógł odbierać moich
telefonów – powiedział Liam.
Zwróciłam
się wtedy do niego.
–
Język, chłopcze – warknęłam.
Widziałam,
jak napinała mu się szczęka, a potem uparcie mówił dalej - To musiało się
skończyć. Obaj o tym wiedzieliśmy. Po prostu nie mogłem zmusić taty, żeby się
do tego przyznał. Poczuł się jakby … niegodny
ciebie czy coś. Więc kiedy zapytałaś mnie, czy chcę się z nim spotkać,
zgodziłem się, no cóż, uh… – podrapał się niespokojnie po głowie - jakbym
jeszcze go nie spotkał, kiedy spotkałem.
Nalałam
sobie kawę i kiedy skończył mówić, odwróciłam się do niego.
– Tę
część złapałam.
Podeszłam
do lodówki, żeby wyjąć śmietankę.
- Mamo,
to nie jest tak, że chcieliśmy to przed tobą ukryć. Po prostu, no wiesz, wciąż
go kochałaś. Powiedział mi, że chcesz, żebyśmy stali się rodziną. A to nie było
bezpieczne... jeszcze.
– Skąd
wiedziałeś, że wciąż go kocham? – zapytałam.
- Powiedziałaś
mi – odpowiedział.
Po nalaniu
śmietanki ponownie się do niego zwróciłam – Tak, jakieś siedem lat temu.
Wyglądał
nieswojo – Tak, mamo, ale ty nie umawiasz się na randki. Jesteś moją mamą, ale
mam oczy, wiec widzę, że jesteś seksowna. Nadal jesteś tak jakby młoda.
Nadal tak jakby młoda.
Miałam
trzydzieści trzy lata!
Panie
daj mi siłę.
Kontynuował
- Możesz całkowicie wyhaczyć faceta. Nigdy nawet nie spojrzałaś. Ponieważ
zależy ci na tacie.
Niech
mi ktoś wyjaśni dlaczego nagle zapragnęłam mieć nudne dziecko.
Sięgnęłam
po łyżkę, żeby wsypać cukier i wymieszać kawę.
- On
jest schrzaniony – stwierdził Liam.
- Robi
to łyżka do opon – powiedziałam do kawy, mieszając ją - Wyzdrowieje.
- Nie.
Chodzi o ciebie. O nas. O to, co zrobił po śmierci ojca. Wiesz, że jemu też zależy
na tobie - znacząca przerwa – I on też się nie umawia.
Strzał…
prosto w serce.
Miałam
rację, kiedy tu weszłam.
Nie
chciałam tego słyszeć.
Otworzyłam
szafkę i wyjęłam kubek podróżny - Jadę do sklepu spożywczego.
- Mamo.
Nalałam
kawę do podróżnego kubka. – Skoro już wstałeś, chcę, byś odkurzył podłogi,
zanim wrócę do domu.
- Nie
możesz od tego odejść – powiedział mi Liam, gdy brałam klucze z blatu i
torebkę, po czym podeszłam do listy zakupów i oderwałam górną kartkę, na której
były zapiski moje i Liama.
Następnie
skierowałam swój wzrok na mojego chłopca.
- Mój
syn mnie okłamywał. Jego ojciec mnie okłamywał. Przez lata. Przykro mi, Liam,
ale nie masz wyboru. Będziesz musiał dać mi trochę czasu.
– A
tata?
- Chociaż
jestem zła z powodu tego, jak to się stało i jak długo to trwało, jestem
zachwycona, że masz więź z ojcem – przyznałam.
- Nie.
Mam na myśli tatę, ciebie, mnie, nas,
naszą rodzinę. Możemy nimi być teraz. Na serio.
- Kocham
cię, Liam, ale jesteś na tyle dorosły, aby zrozumieć, że nie twoja sprawa, jak
to się stało, kiedy mówię, że ten statek odpłynął.
Wyraźnie
się zdenerwował.
Po
prostu będzie musiał to przeboleć.
Działania
miały konsekwencje.
Będzie
musiał się tego nauczyć.
Poczynając
od teraz.
*****
Samochody
stojące na ulicy przed moim domem powiedziały mi, że nie zdążę odłożyć zakupów,
przygotować salsy brzoskwiniowej i położyć ją na grillowane tacos z krewetkami,
które miałam zrobić później, i ułożyć nogi do góry na leniwą sobotę z książką.
Mimo to
wjechałam samochodem do garażu, podeszłam do bagażnika, wziąłam kilka toreb i
ruszyłam do środka.
Liam
stał przy wyspie ze swoim dziadkiem. Jego babcia, jedna z nich, siedziała na
stołku z moją siostrą. Jego druga babcia, która nigdy w życiu nie stanęła w
moim domu, wyglądała, jakby robiła ciasteczka.
Ugh!
Rzuciłam
torby na wyspę i powiedziałam Liamowi - W bagażniku jest więcej.
Liam
zerknął na dziadka, skinął głową i poszedł do garażu.
Zaczęłam
wyciągać zakupy.
- Kochanie,
musimy porozmawiać – oznajmił tata.
Czułam za
dużo, bardzo mocno, bo właśnie przebyłam całą drogę do sklepu spożywczego i
całą drogę do domu, nie kierując samochodu w stronę szpitala, żeby móc
sprawdzić, co u Dariusa, i poradziwszy sobie z tym herkulesowym zadaniem, miałam
dość.
I z
jakiegoś powodu skierowałam swój gniew na osobę, która według mnie zdradziła
mnie najbardziej.
Matka
Dariusza.
– Nie spodziewałam
się tego po tobie – stwierdziłam.
Patrzyła
mi prosto w oczy, a słodka, cicha panna Dorothea nie cofnęła się – Ja też się
tego po tobie nie spodziewałam.
– Robiłam
to, czego chciał twój syn.
- Masz
własny rozum, dziecko – odparowała.
– Więc
pomyślałaś, że ostatnie szesnaście lat było łatwe? Wszystkie decyzje, które
musiały zostać podjęte, podjęłam bez problemu?
- Ja
tego nie powiedziałam. Właściwie, ponieważ mam nadzieję, że mnie słuchasz,
powiem, że wiem, że było to trudne, strasznie trudne dla ciebie, dla mojego
syna, dla mojego wnuka, dla nas wszystkich. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej
mocy, biorąc pod uwagę los, jaki nam dano. A teraz chwalcie dobrego Pana, to
się skończyło i możemy wyzdrowieć.
Wyciągnęłam
kilka bananów - To nie jest koniec.
- To
dlatego, że jesteś zdeterminowana, aby trzymać się bólu, gdy minie czas na
zranienie – wtrąciła mama - Rozumiem. To nawyk. Ale dla wszystkich
zainteresowanych, musisz odpuścić.
Przyszpiliłam
ją spojrzeniem - I to jest to? Przez lata ukrywaliście przede mną sekretne
wizyty z Dariusem i Liamem, a ja muszę o tym zapomnieć?
- Widział
Liama na ślubie Toni i Tony’ego – wtrąciła Lena.
– Wiem
o tym – warknęłam na siostrę.
- Dziewczyno,
to go zniszczyło” – szepnęła.
Łza w
moim sercu z tamtego czasu nie zagoiła się, więc to poczułam.
Czułam to.
- Nie
mógł trzymać się z daleka – powiedziała.
- Twoja
matka i ja już domyśliliśmy się, że skądś bierzesz pieniądze. Nie trzeba było umiejętności
Sherlocka Holmesa, żeby wiedzieć, skąd je bierzesz – powiedział tata
(całkowicie powinnam była skłamać w sprawie wygranej na loterii, teraz to
zauważyłam) - Twoja mama wpadła kiedyś do Leny, kiedy Darius i Liam byli z
wizytą. Nie spodziewano się jej. Ale wtedy już wiedzieliśmy i słyszeliśmy pewne
rzeczy. Zrozumieliśmy, o co mu chodziło. Ale chłopiec potrzebuje ojca.
Zrobiliśmy, co musieliśmy, aby tak się stało.
- Matka
potrzebuje partnera – odpowiedziałam.
- No
już, kochanie – powiedział tata swoim rozczarowanym tonem - Wiem, że jesteś
zraniona i rozumiem, dlaczego. Ale nie przeszłaś tego sama. Nawet nie blisko. Byliśmy
z tobą. I Darius też cię wspierał.
Cholera.
Nie
mogłam temu zaprzeczyć.
Podeszłam
do lodówki i wyjęłam mleko i ser.
Kiedy
zamknęłam drzwi, wydałam z siebie pisk i odskoczyłam o pół kroku, bo Dorothea
tam była.
- Kochał
cię od czasów liceum – powiedziała.
Potrząsnęłam
głową, żeby wytrząsnąć jej słowa z uszu, i okrążyłam ją, aby dostać się do
zakupów spożywczych.
– Gdzie
jest ten chłopak z torbami? – wymamrotałam.
- Zostanie
tam, dopóki tego nie rozwiążemy – powiedział mi tata.
Spojrzałam
na niego – Więc będzie musiał sam je odłożyć.
Odwróciłam
się, żeby wyjść z pomieszczenia.
- Nie
bądź uparta – zawołała za mną mama.
Racja.
Wystarczy.
Rzuciłam
się na nią.
Na nich
wszystkich.
- Wiem,
że Darius dawał mi pieniądze. Wiem, że Darius kupił nam nasze meble. Wiem, że
Darius w zasadzie kupił ten dom. Wiem, że się nami opiekował. Nie wiecie
jednak, że między nim a mną to nie był koniec. To były przystanki i starty, a
przez ostatnie kilka lat trzymał się z daleka. Ale na początku, kiedy wróciłam
do Denver, byliśmy razem przez lata.
Po ich
twarzach mogłam poznać, że nie znali tej ostatniej części.
Szczególnie
trudno było patrzeć na minę Leny, biorąc pod uwagę, że jej szok był pomieszany
z bólem, tak jak wiedziałam, że tak będzie.
Mimo to
wypuściłam tę bombę.
- Mógł
mi powiedzieć. Miał mnóstwo okazji. Nie powiedział mi. Nie powiedział mi o rodzaju
swojej pracy. Nie powiedział mi, że czasem spędza czas ze mną, a innym razem ze
swoim synem. Nie wpuścił mnie. Nie pozwolił mi brać udziału w rozmowie. O
podejmowaniu decyzji. Nie pozwolił mi decydować, czy jestem gotowa podjąć
ryzyko, którego on nie chciał podjąć, abyśmy mogli założyć rodzinę. Rozdzielił
nas z własnych powodów i mogły być dobre, ale nie dał mi nic do powiedzenia.
Skupiłam
się na mamie i szłam dalej.
- Próbowałam
cierpliwości. Przez lata. Lata.
Poświęcał czas dla mnie i naszego chłopca, dawał, ale nie dał wystarczająco
dużo.
Spojrzałam
na tatę, ale nie skończyłam.
Bynajmniej.
- Tak,
mieliśmy waszą miłość i wsparcie, a to znaczyło wszystko, tato. Wszystko. Nie wiem, gdzie Liam i ja
bylibyśmy bez tego. Ale doskonale wiesz, że to nie to samo. To nie to samo, co
mama i tata mieszkający pod jednym dachem i razem wychowujący dziecko. Mogłeś
zabrać mój samochód na wymianę oleju, ale zrobiłeś tak wiele, że nie mogłam cię
o to prosić, chociaż sam nie miałam czasu tego zrobić, ale trzeba było to
zrobić. Nie można wpaść do sklepu spożywczego ze zmęczonym czterolatkiem, żeby
kupić coś, o czym zapomniałaś kupić poprzedniego dnia. Musiałam zaciągnąć Liama
do sklepu, podnieść go na siedzenie i zabrać wszystko, czego potrzebowaliśmy, a
potem zabrać chłopca do domu, nakarmić go i położyć do łóżka o przyzwoitej
porze. Następnie,
padając z nóg, siadałam do komputera, aby odrobić zajęcia. Potrzebowałam go. My go potrzebowaliśmy. I on tam był. Ale
nadal był duchem. Więc jestem zła. Rozumiem. Wasz punkt widzenia został
przedstawiony. Myślicie, że muszę to przeboleć. Ale musicie pozwolić mi być
wściekłą tak długo, jak to konieczne, a cokolwiek się potem wydarzy, będziecie
musieli z tym żyć. Ponieważ przez szesnaście lat żyłam zgodnie z tym, co Darius
Tucker uważał za słuszne. Teraz zamierzam podejmować własne cholerne decyzje
dotyczące mojego własnego cholernego życia. I on też będzie musiał żyć z tym,
czymkolwiek one będą.
Wydusiłam
z siebie to, co chciałam powiedzieć, po czym, zanim ktokolwiek zdążył
wypowiedzieć słowo, pobiegłam do swojej sypialni i trzasnęłam drzwiami.
Jakiś
czas później, kiedy poczułam, że zgiełk ucichł (i szczerze mówiąc, kiedy nie
mogłam już oprzeć się pokusie zapachu pieczonych ciasteczek), wróciłam na dół.
Na wyspie
była puszka ciasteczek wraz z liścikiem od mojego syna, który mówił, że wszyscy
pojechali do szpitala odwiedzić jego tatę i byłoby fajnie, gdybym do nich
dołączyła.
Nie
dołączyłam do nich.
Zjadłam
jedno z ciasteczek Dorothei.
W
chwili, gdy dotknęło mojego języka, zalały mnie wspomnienia. O niej, o panu
Morrisie, o straconej młodości, o zmarnowanych latach, umierającej nadziei i,
choć byłam szalona, z całego serca miałam nadzieję, że to nie były pierwsze
ciasteczka, które zrobiła dla mojego syna.
Naprawdę
chciało mi się płakać.
Ale nie
zrobiłam tego.
Wzięłam
jeszcze dwa ciasteczka, zrobiłam sobie herbatę i poszłam do swojego pokoju z
książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz