sobota, 4 maja 2024

PROLOG - Jego ojciec

 

PROLOG

Jego ojciec

 

 

- Nie zmuszaj mnie do sprawdzenia tego plecaka – krzyknęłam do syna.

- Mamo!

Miałam szesnaście lat na to, by poruszać się po szerokim spektrum różnych odmian „Mamo!” mojego syna i zrozumieć każdą wersję.

Ta mówiła: Nie potrzebuję, żeby mama sprawdzała mi plecak. Nie potrzebowałem, odkąd skończyłem dwanaście lat. Jestem już dorosły. Przestań.

A jednak mój chłopiec ciągle o czymś zapominał.

Byłam w kuchni i zajmowałam się wieprzowiną w wolnowarze.

Robiłam to wbrew swojej woli.

Nie wbrew mojej woli, jeśli chodziło o gotowanie. Byłam cholernie dobrą kucharką i sama to stwierdzałam. Ponadto lubiłam to robić.

Nie, to było dlatego, że było lato. Lato nie sprzyjało robieniu dań z wolnowaru. Od tego była zima. Zimą były gulasze, chili i enchilady. Lato sprzyjało robieniu mięsa na grillu i jakiejś sałatki (najlepiej z ziemniakami lub makaronem, niech dobry Bóg błogosławi kobiecie – a to musiała być kobieta – która uznawała te „sałatki”).

Prawie bolało, gdy tego ranka wkładałam łopatkę wieprzową do garnka.

Ale byłam samotną mamą. Pracowałam. Mój dzieciak był zajęty sprawami związanymi z końcem roku szkolnego (chociaż Liam uwielbiał gotować, ale teraz, z egzaminami końcowymi, przyjaciółmi, imprezami i planowaniem wakacji, miał mniej czasu ode mnie).

I powiedziałam sobie, że zrobię szarpaną wieprzowinę z grilla (w octowym stylu Karoliny Północnej, i nie żartuj sobie z tej dobroci, byłam miłośniczką grilla i mogłam docenić wszelakie style, ale jeśli wyciągnęłaś wieprzowinę, zdobywałaś NC).

Kanapki z szarpaną wieprzowiną były czymś na lato.

Chociaż żałowałam, że nie miałam grillo-wędzarni. To według mnie pasowało do lata.

Również do zimy. Grillo-wędzarnia nie rozróżniała.

Takie myśli chodziły mi po głowie, więc nie myślałam o innych rzeczach.

Chodziło o te dziwne rzeczy dziejące się w pracy, które dawały mi bardzo złe przeczucia.

Albo, co ważniejsze, o wczorajszą rozmowa z Lee i Eddiem. O decyzji, którą podjęłam. O rozmowie, którą odbyłam tego ranka z synem. O decyzji, którą on podjął.

I o tym, jak jego ojciec sobie z tym poradzi.

(Moje zdanie: nie poradzi sobie z tym zbyt dobrze.)

(Moje następne: to pierwsze było niedopowiedzeniem.)

Liam wszedł do kuchni, wysoki, chudy nastolatek.

Obserwując go, poczułam uderzenie, jakie zawsze dostawałam, gdy zaczęła z niego zanikać chłopięcość i zaczął wyglądać jak mężczyzna, którym się stał.

Innymi słowy, zaczął wyglądać zupełnie jak jego ojciec.

- Czasami wtrącasz się w moje sprawy – burknął.

Liam był mistrzem narzekania. Zdarzały nam się pewne dyskusje i on tworzył sztukę z bycia kapryśnym nastolatkiem, ale to wszystko. Nigdy nie miałam żadnych poważnych problemów z synem. Ani jednego.

Czekaj, nie. Jego okropny czas dwulatka nazywałam moim ulewnym czasem dwulatka. Nigdy w życiu nie widziałam bardziej nieustraszonego, ciekawskiego i inteligentnego dziecka. Znalazł sposób, żeby dostać się do wszystkiego. To było genialne i wyczerpujące.

(Podobnie jak jego ojciec)

Nie spotkałam też w swoim życiu słodszego, bardziej troskliwego i współczującego dziecka.

(Także jak jego ojciec. Ugh!)

- Nie potrzebuję jutro w pracy telefonu z prośbą o przyniesienie czegoś do szkoły – odpowiedziałam.

Skierował na mnie spojrzenie swoich ciepłych, brązowych oczu. Choć ciepłe, miały drobinę iskry.

- Kiedy ostatni raz prosiłem cię, żebyś przyniosła do szkoły coś, o czym zapomniałem?

- W zeszłym tygodniu.

Te oczy się przewróciły.

- Tak było – zapewniłam.

I zrobił to. Dowiedziałam się, że część burzy hormonów dorastającego nastolatka obejmuje nie tylko selektywne słyszenie, ale także istotne problemy z pamięcią krótkotrwałą.

- Jutro jest ostatni dzień. Nie mam nic, co musiałbym zabrać do szkoły – przypomniał mi.

- Co powiesz na to? W przyszłym roku pracuj sam na siebie – zasugerowałam - Jeśli będziesz ciągnął te sprawy z roztargnionym profesorem, kiedy już będziesz w szkole, będziesz sobie radził.

- Gdybym miał samochód, mógłbym sam wrócić do domu i to zabrać.

O to chodziło.

To nie tak, że nie miałam pieniędzy, żeby kupić dziecku samochód. Nieźle zarabiałam. I co miesiąc dostawałam kopertę, która nie tylko ułatwiała nam życie, ale dawała znacznie więcej.

(Znowu: jego ojciec, mimo że jego ojciec nie wiedział, że ja wiedziałam, że to od jego ojca)

Mogłabym kupić dziecku samochód.

I to mogłoby pomóc. Liam używał mojego, co było niewygodne.

A gdyby miał własny samochód, po szkole mogłabym go wysłać do Sonica, żeby kupił mi dietetyczną limonkę wiśniową, żeby mógł mi podrzucić ją do biura i pomóc mi przetrwać popołudnie i kupić dla nas torbę lodu w kostkach Sonic do wykorzystania w domu, bo ten lód był do zaje-fajny.

Po prostu nie sądziłam, żeby podarowanie szesnastolatkowi czegoś tak wielkiego jak samochód tylko dlatego, że mogłam to zrobić, było dobrym pomysłem.

Gdyby to był inny świat, mogłabym porozmawiać o tym z jego ojcem.

Ponieważ to był ten świat, miałam zamiar porozmawiać o tym z jego ojcem, musiałam tylko poczekać, aż mężczyzna wyjmie głowę z tyłka (znowu).

I… cóż, poczekać, aż wszyscy przejdziemy poza decyzję Liama z tego ranka, co, biorąc pod uwagę sytuację ciągnącą się przez ostatnie kilka lat, nie byłam pewna, czy jego ojciec to przyswoi.

- Daj mi to przemyśleć – wymamrotałam, ponownie skupiając się na używaniu widelców do rozdzierania wieprzowiny.

- To samo powiedziałaś, kiedy ostatni raz o tym wspomniałem – powiedział mi Liam - I raz wcześniej. I wcześniej. A przez ten czas...

Spojrzałam na niego do góry, a ta góra była daleko. Był wysoki.

Podobnie jak jego ojciec.

– Nie skończyłam o tym myśleć.

Kolejny przewrót oczami i to wystarczyło. Tworzyłam kalendarz. Odliczałam do końca nastoletniego przewracania oczami.

Liam był przyzwyczajony do moich kalendarzy. Odliczaliśmy czas do końca jego odpowiedzi zgryźliwym „Więc?”, które było jego nawykiem, gdy miał jedenaście lat i testował granice mojego autorytetu. Odliczaliśmy czas, kiedy zaczął kozłować swoją cholerną piłkę do kosza w domu, gdy miał trzynaście lat. Odliczaliśmy czas do końca jego zirytowanego „Niby dlaczego?” kiedy chciał zmienić swój pokój z Transformersów na Tupaca, gdy miał czternaście lat (bez cienia Tupaca i zrozumiałam, że mój dzieciak, który chodził do liceum, nie chciał mieć wokół siebie rzeczy dla chłopców – po prostu musiał nauczyć się, nie dostajesz rzeczy tylko dlatego, że tego chcesz – chociaż, pełne ujawnienie: jego pokój przeszedł z Transformers na Tupaca, ale chociaż Liam o tym nie wiedział, dzięki jego ojcu).

Ale kochałam mojego chłopca, więc dostał ostrzeżenie.

- Robię kalendarz na temat tego przewrócenia oczami – powiedziałam.

Kolejny przewrót oczami.

Prawie zaczęłam się śmiać.

Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że zażartował - Roztargniony profesor? Jesteś takim głuptaskiem.

- Co? - Zapytałam - Będziesz profesorem.

Opierał się o wyspę w swobodny sposób, co miało jeden wpływ na licealistki, taki wpływ, o którym nie chciałam myśleć, a inny na jego matkę. Ten efekt skłonił mnie do myślenia o tych licealistkach i o tym, jak kiedyś byłam jedną z nich i przykułam uwagę pewnego przystojnego, popularnego chłopca, który w młodym wieku panował nad swoim ciałem, miłym uśmiechem, wielkim poczuciem humoru, i niesamowitą passę lojalności, która zakończyła się tym, że zostałam mamą Liama.

- Zamierzam zostać prawnikiem, a potem senatorem – oznajmił Liam.

Starałam się nie tłumić ambicji syna. W rzeczywistości jest odwrotnie.

Ale byłam asystentką prawną. Wcześniej byłam protokolantką sądową. Miałam duże doświadczenie z systemem prawnym. Nie prowadziłam żadnej bazy danych ani nic takiego, ale domyślałam się, że mogę z dużą dozą wiarygodności powiedzieć, że pięć szóstych prawników to zwykłe dupki.

Nie chciałam, żeby mój syn stał się dupkiem.

Otworzyłam usta, żeby powiedzieć (ponownie), że mógłby uczyć prawa, co miało stanowić preludium do powtórzenia naszej rozmowy od rana, aby upewnić się, że podjął decyzję, którą podjął, i którą chciał kontynuować, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Zajmę się tym – powiedział Liam, ruszając w tamtą stronę.

Poskromiłam strach, że mój syn otworzy frontowe drzwi. Był wysoki i wysportowany. Miał szesnaście lat, a nie sześć. To nie było tak, że nasz dzwonek dzwonił pięćdziesiąt razy dziennie, ale to też nie był pierwszy raz, kiedy go otworzył.

I mieszkaliśmy w miłej okolicy.

Mimo to zawsze byłby dla mnie małym chłopcem. To był mój los jako matki, zmartwienia i chęć ochrony, mimo że teraz mój syn myślał, że ta ostatnia część to jego praca.

I to był problem. Liam był dla mnie małym chłopcem, ale w rzeczywistości nie był nim i potrzebował, żebym mu zaufała, że sobie poradzi.

Uh.

Musiałam kupić mu samochód.

Odłożyłam widelce na podstawkę pod łyżki i już miałam odłożyć pokrywę z powrotem na wolnowar, aby mięso mogło przez chwilę gotować się w sosie własnym i sosie barbecue, gdy usłyszałam nieśmiałe „Mamo” Liama.

Spojrzałam w górę.

I widziałam tego mężczyznę, który stał z nim. Krzaczasta siwa broda, długie siwe włosy splecione w warkocz, zawinięta bandana na czole, czarna skórzana kamizelka narzucona na koszulkę Harley z długim rękawem i dżinsy.

Duke.

Nie widziałam Duke’a w…

- Słonko - Jego chropawy głos potoczył się w moją stronę, a to jedno słowo sprawiło, że strach chwycił mnie na całej długości kręgosłupa – To Darius.

Ton jego głosu, wyraz twarzy, ziemia uciekła mi spod nóg.

Ponieważ Darius był ojcem mojego syna.

I był miłością mojego życia.

Ale mój syn nigdy go nie spotkał.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz