Rozdział 14
Montana Chicken
Obudziłam się, przeciągnęłam, uderzyłam
o coś nadgarstkiem i otworzyłam oczy.
Był dopiero świt, światło wpadające z
zewnątrz było słabe, ale widziałam, że strąciłam z poduszki nową główkę elektrycznej
szczoteczki do zębów, którą Darius położył na wspomnianej poduszce.
Uśmiechnęłam się.
Potem rozejrzałam się, ale Dariusa tam
nie było. Drzwi do łazienki były otwarte, więc musiał już wstać.
Chwyciłam główkę szczoteczki do zębów,
odrzuciłam kołdrę i w koszulce termoaktywnej Dariusa, którą założyłam wczoraj
wieczorem po drugiej rundzie (odkryłam coś dobrego w tym, że Liam miał cały
poziom dla siebie, z poziomem wciśniętym pomiędzy nasze dwa), poszłam do
łazienki.
Załatwiłam swoje potrzeby, ubrałam się
i zeszłam na dół, robiąc w myślach listę tego, co spakować i zabrać ze sobą z
domu, i zastanawiając się, czy będę miała czas w porze lunchu, żeby pobiec do
sklepu i uzupełnić zapas kosmetyków.
Kiedy
zeszłam na dół, usłyszałam męskie głosy dochodzące z kuchni i ruszyłam w tamtą
stronę.
Zatrzymałam
się w drzwiach.
Zeszłej
nocy działo się tak wiele, że nie miałam chwili czasu, aby naprawdę przyjrzeć
się interakcji ojca i syna.
Teraz
zobaczyłam Liama siedzącego na stołku przy długiej wyspie, która była
centralnym punktem dużej kuchni, jedzącego jajka na bekonie i tosty z dżemem
winogronowym, odwróconego do mnie plecami, ale robiącego to tak, jakby mieszkał
tam przez całe życie, a nie tylko co drugi tydzień przez ostatnie pięć
miesięcy.
Darius
stał naprzeciwko niego, ubrany w Henleya z długimi rękawami, w kolorze spalonej
pomarańczy, i w dżinsy.
Opierał
ciężar swojego ciała na dłoniach ustawionych na krawędzi blatu, rozłożonych na
boki i patrzył na mnie.
Wyglądał
jak pan w swojej domenie, którym był, a domena, którą stworzył, była tak niesamowita,
jak on sam.
Liam
przyłapał tatę na patrzeniu na mnie i zajrzał mu przez ramię w moją stronę.
-
Kontynuujcie - powiedziałam cicho - Chcę popatrzeć.
– Nie
będziesz już płakać, prawda? – zapytał Liama.
- Nic
nie obiecuję.
Pokręcił
głową z uśmiechem na ustach i wrócił do jedzenia.
-
Wejdź, mała. Zrobię ci śniadanie, zanim będziesz musiała iść do domu – zaprosił
Darius.
- Okej
- wymamrotałam i weszłam do pomieszczenia.
Zajęłam
miejsce obok syna.
-
Dobrze się wyspałeś? - zapytałam go.
- Tata
kupił mi jeden z tych hybrydowych materacy. To gó-enialne.
Uderzyłam
go ramieniem i zaśmiałam się - To guenialne?
–
Przeklinanie nie jest takie złe, mamo – poinformował mnie Liam – Tata i jego
kumple robią to cały czas.
Mój
wzrok zatrzymał się na jego ojcu.
Darius
wbił jajko do miski, wzruszył ramionami i nie zgodził się – Nie cały.
- Dżentelmen
nie przeklina - oświadczyłam.
Ojciec
spojrzał na syna, syn na ojca i wybuchnęli śmiechem.
O
Panie.
Mieliśmy
równowagę z jednym autorytetem… mną.
Teraz
mieli przewagę liczebną.
– Wyrobicie
sobie w zwyczaju dokuczanie mi? - zapytałam.
- Oczywiście
– odpowiedział Liam.
- Nie w
ważnych sprawach, mała – zapewnił Darius.
–
Uważam, że przeklinanie jest ważne.
Darius
sprawiał wrażenie zdezorientowanego.
Również
tak zabrzmiał, kiedy zapytał - Naprawdę?
- Może
powinniśmy o tym porozmawiać, kiedy chłopiec nie będzie obecny – zaproponowałam
słodko.
No
dobrze, nie słodko.
Fałszywie
słodko.
- Nadal
nie zmienisz mojego zdania. Nie kupuję tego gówna, jakoby przeklinanie
świadczyło o braku inteligencji – odparował Darius - Po prostu pokazuje inny
sposób, w jaki establishment próbuje kontrolować twoje zachowanie, czyniąc
przypadkowe rzeczy złymi, na przykład słowa.
– Albo
seks – wtrącił Liam.
Dariusz
skinął głową - Albo seks.
Miałam
wrażenie, że oczy wyszły mi z orbit.
- Zdecydowanie
o tym porozmawiamy, kiedy chłopiec nie będzie obecny – oznajmiłam.
- Rozmawialiśmy
o tym, mała – odpowiedział Darius - Kilka lat temu. Ma prezerwatywy.
Wydałam
z siebie jękniecie, po czym moje czoło uderzyło w blat ze stali nierdzewnej, bo
nie mogłam już tego utrzymać.
Choć
muszę przyznać, że odczułam ulgę, że odbyli tę rozmowę. Jeszcze tego nie zrobiłam,
bo byłam zaangażowana w unikanie tego jak ognia. Niezbyt mądre jak na kobietę,
która była nastoletnią mamą, ale dajcie mi trochę luzu. To nie było łatwe.
A poza
tym w głębi duszy miałam nadzieję, że wkroczy mój tata lub Tony.
Na
szczęście zrobił to ojciec Liama.
- Myślę,
że ją załamałeś – zauważył Liam.
- Nic
jej się nie stanie – odpowiedział Darius i usłyszałam, jak ubijał moje jajka.
Podniosłam
głowę i sapnęłam: Kawa.
- Daj
mamie kawę – zamówił Darius.
Liam zostawił
swój talerz i podszedł do ekspresu do kawy.
Następnie
wrócił z fantastycznym kubkiem, który był matowoszary na zewnątrz i lśniącą
porcelaną w kolorze gardła rudzika w środku.
Racja.
Teraz
to było po prostu dziwne.
Przyjrzałam
się kubkowi, a potem spojrzałam na mojego mężczyznę - Wszystko w twoim domu
jest idealne?
–
Ciocia Danni i ciocia Gabby kupiły do tego miejsca wszystko – poinformował mnie
Liam - Nawet urządziły moją przestrzeń. To chore.
- Danni
i Gabby? – szepnęłam do Dariusa.
To były
jego siostry, Danielle i Gabrielle.
- Wspólnie
prowadzą firmę zajmującą się projektowaniem wnętrz – powiedział.
To też
było dziwne, ale nie takie dobre.
Bo
zdałam sobie sprawę, jak wiele nie wiem. Ile mnie ominęło.
O ile
nie zapytałam.
Nawet
Lena wczoraj wieczorem wiedziała o „rezerwie”.
Ale ja
tego nawet nie widziałam i tylko o tym słyszałam.
- Nie
idź tam – ostrzegł Darius, czytając w moich myślach.
- Nie
da się tego nie zrobić – odpowiedziałam.
- Będziemy
nadrabiać zaległości. Mama zaprasza na kolację. Wszystko będzie dobrze –
oznajmił.
- Nie
możesz nadrobić osiemnastu lat przy jednej kolacji, Darius – poinformowałam go.
- Możesz
zrobić pierwszy krok – odpowiedział - To, co możemy zrobić we trójkę, to robić
wszystko krok po kroku. Jemy śniadanie. To jest ten krok. Skupmy się na tym. Zgodzisz
się ze mną?
–
Przestań myśleć racjonalnie, kiedy jestem na skraju paniki – warknęłam.
- Przyzwyczaj
się, mała – odparował.
Poczułam
coś dziwnego i odwróciłam głowę, aby zobaczyć, że uwaga naszego syna
przeskakiwała między tatą a mną, a jego uśmiech był szeroki.
Kiedy
byłam tego świadkiem, bardzo się ucieszyłam, że nie obiecywałam, że będę
płakać.
Liam
uratował mnie, stwierdzając - To najlepsze pieprzone śniadanie na świecie.
Następnie
przeżuł tost.
Mój syn
właśnie niechcący rzucił przede mną bombę P.
Rzuciłam
zabójcze spojrzenie na Dariusa.
A on
znowu wybuchnął śmiechem.
Dołączył
do niego Liam.
Ja nie.
Piłam
kawę.
*****
Wróciłam
do domu, zmyłam wczorajszy makijaż, wzięłam prysznic, ubrałam się i byłam w
drodze do pracy, kiedy zadzwonił pierwszy telefon od nieznanej mi osoby.
Miałam
syna, który był gdzieś tam w świecie, a on miał nowy samochód, samochód typu
muscle car, ale nawet wcześniej prowadziłam życie, w którym wiedziałam, że
wszystko może się zdarzyć, więc nawet jeśli oznaczało to, że regularnie musiałam
rozłączać się z telemarketerami i oszustami, odebrałam telefon.
- Halo?
- Malia!
Hej, tu Indy. Organizujemy imprezę Malia i Darius Są Razem. Oczywiście, skoro
należysz do ludzi honoru, musisz przyjść. Jesteś wolna w sobotę wieczorem?
- Chyba
tak.
- Świetnie.
Wyślij mi SMS-a z numerami Toni i Leny. Musimy ich tam zaprosić. I twoi
rodzice.
– Hm… Okej.
– Więc
wprowadzasz się do Dariusa, czy on do ciebie?
– Tak
naprawdę jeszcze nie zdecydowaliśmy – pół-skłamałam.
Zdecydowanie
ja się przeprowadzałam.
I nie
chodziło tu o piwniczkę z winami, której wciąż nie widziałam, ani o wystrój.
Chodziło
o fakt, że nasze pierwsze śniadanie jako rodzina zjedliśmy w jego kuchni, nawet
jeśli Liam skończył jeść wcześniej niż Darius i ja, i może to było dziwne, ale
teraz czułam się tam jak w domu.
– Och?
- brzmiała na zawiedzioną.
- Ale
podwajam ilość kosmetyków – wypaliłam, bo nie chciałam jej rozczarować.
- Naprawdę?
- Tak.
-
Rządzisz! - zakrzyczała.
Nie
mogłam się powstrzymać, zaśmiałam się.
Nie
zmieniła się ani trochę.
I to
mnie uszczęśliwiło.
- Muszę
zadzwonić do Ally i jej powiedzieć. Dziewczyno, nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy
zachwyceni waszą dwójką. To najlepsza historia miłosna ze wszystkich.
Nie
mogłam się nie zgodzić.
- Dzięki.
– I
cieszę się, że cię mam z powrotem. Tęskniłam za tobą.
- Też
za tobą tęskniłam.
– Racja,
wypuszczam cię. Nadrobimy zaległości w sobotę. Później!
- Później.
Rozłączyła
się.
Uśmiechałam
się, gdy jechałam do pracy.
A kiedy
dotarłam do biurka, zaprogramowałam numer Indy w swoim telefonie.
*****
Następny
telefon zadzwonił, gdy byłam w centrum handlowym, biegając po działach
pielęgnacji skóry i makijażu, zajadając na lunch Wetzel Pretzel bites[1],
by wykonać wiele zadań jednocześnie.
To był
kolejny numer, którego nie znałam.
- Halo?
- Hej,
kotku. Ally.
- Hej,
Ally.
- Co
porabiasz?
- W
centrum handlowym, podwajając kosmetyki.
- Słyszałam.
Niesamowite – stwierdziła – Słuchaj, wiem, że mamy imprezę w sobotni wieczór,
ale znajdziesz trochę czasu w ciągu dnia, żeby spotkać się ze mną w Fortnum?
Fortnum.
Unikałam
tego przez prawie dwie dekady ze strachu, że Darius nadal tam bywał, a nawet
więcej, bo nie mogłam stawić czoła szczęśliwym wspomnieniom, które wydawały się
tak słodko-gorzkie, z naciskiem na gorzkie.
Teraz
mogłyby być po prostu słodkie.
Poczułam,
że coś się we mnie uspokoiło, bo odzyskałam Indy i Ally, a także Duke’a i
Fortnum.
– Mogę
się z tobą spotkać. O której?
- Jedenastej?
- Okej
dla mnie. I nie udało mi się zapytać Indy, ale czy powinniśmy coś zabrać na
imprezę?
- Tylko
ty, Darius i Liam. Goście honorowi nie muszą się opłacać. Ale uporządkuj swoje
przepisy. Często robimy to gówno.
Dlaczego
nie byłam zaskoczona?
– I tak
przyniesiemy butelkę.
-
Możesz tak zrobić. Do zobaczenia w sobotę.
- Do
zobaczenia.
Rozłączyłam
się, a sprzedawczyni podała mi sumę.
Walczyłam
wtedy z omdleniami (nigdy nie kupowałam wszystkiego od razu, ale, chociaż to
było otrzeźwiające, i tak nie odstraszyło mnie to od moich produktów, bo zarabiałam
krocie, oczywiście mój mężczyzna też i na to zasługiwałam) i przekazałam swoją
kartę kredytową, by ją podłączyła.
Kiedy
to robiła, zaprogramowałam numer Ally w swoim telefonie.
Kiedy
wsiadałam do samochodu, z uśmiechem wrzuciłam wszystko do bagażnika.
Bo
musiałam to wszystko tam dźwigać.
Ale
Darius mógł kazać Liamowi wyjść i zabrać to, kiedy wrócę do domu.
*****
Tego wieczora,
po powrocie do swojego domu i spakowaniu się, pojechałam alejką za domem
Dariusa i użyłam pilota do jego garażu, który dał mi tego ranka.
Ale
nawet gdy drzwi były już całkowicie otwarte, nie wjechałam od razu.
Ponieważ
Charger stał w garażu, a Silverado był zaparkowany na miejscu obok, gdzie był
narażony na działanie czynników atmosferycznych.
Oddał
synowi i swojej kobiecie garaż, a jutro miał wsiąść do zimnego samochodu.
Wzięłam
głęboki oddech, żeby któryś z jego sąsiadów nie przyłapał mnie siedzącą w moim
samochodzie w alejce i szlochającą, a potem wjechałam.
Ponieważ
byłam na to napalona, otworzyłam tylne drzwi i wyciągnęłam z nich ogromną
walizkę. Nie musiałam tracić czasu na podróż.
Ta duża
walizka nie zmieściła się do bagażnika razem ze wszystkimi moimi torbami i
innymi walizkami.
Na
szczęście miała rolki, ale jednak. Musiałam pokonać kilka schodów, co nie było
łatwe.
Dotarłam
do tylnych drzwi, weszłam do kotłownio-pralni, która wyglądała jak reklama Crate and Barrel[2], a
wtedy dotarł tam Darius.
Spojrzał
na ogromną walizkę, na mnie, na walizkę i z powrotem na mnie.
– Jezu,
mała – powiedział, drgając wargami.
- W
samochodzie jest więcej.
Wtedy
zaczął chichotać, a światło, które rzuciło mu się w oczy, było z pewnością
humorem, było to także coś innego, co kochałam każdą cząstką mojej istoty.
Następnie
krzyknął - Liam! Zabierz gówno swojej mamy z samochodu!
- Robi
się! - Liam krzyknął z głębi domu.
Darius
siłą odciągnął mnie od walizki i wciągnął ją do środka.
Poszłam
za nim do kuchni, a potem do salonu i zatrzymałam się tam, aby uzyskać buziaka
w policzek od mojego dziecka i usłyszeć - Hej, mamo.
- Hej słonko.
Poszedł
dalej.
Darius
zostawił walizkę u podnóża schodów i wrócił do mnie.
- Ile
tam tego jest? - zapytał.
– Może
zechcesz mu pomóc.
Powrócił
ten wyraz jego oczu, owinął dłoń wokół mojej szyi i mnie pocałował.
Było
mokro i było dokładnie, ale zdecydowanie za krótko.
– W
kuchni oddycha dla ciebie czerwień – mruknął, kiedy skończył z moimi ustami.
- Okej
- również westchnęłam (jeszcze nie skończyłam pocałunku).
Potrząsnął
głową, uścisnął moją szyję i odszedł.
Poszłam
do kuchni i nalałam sobie kieliszek wina.
Brałam
drugi łyk (naprawdę musiałam zwiedzić piwniczkę, wczorajsze wino było
doskonałe, dzisiejsze było wyśmienite), kiedy wrócili moi dwaj chłopcy.
- Jezu,
mamo, zostawiłaś coś w Nordstromie? - zapytał Liama.
- Nie –
odpowiedziałam.
Potrząsnął
głową, tak jak niedużo wcześniej zrobił jego ojciec, i zniknął w salonie.
Darius,
tocząc moją średnią walizkę (Liam miał wszystkie torby ze sklepu i niósł moją
torbę), poszedł za nim.
Darius
wrócił szybko, co oznaczało, że Liam dostał zadanie dźwigania tego wszystkiego
po schodach.
–
Zrobiłeś miejsce na moje rzeczy? – zapytałam.
- Mała,
nie jestem maniakiem gromadzenia ubrań jak ty. Trzy czwarte mojej szafy jest
puste i są tam wbudowane szuflady, których nigdy nie używałem.
- Więc
gotowe – powiedziałam przed kolejnym łykiem.
- Przyniosłaś
wieszaki?
Zmarszczyłam
brwi.
– Jutro
wpadnę do Target – mruknął, sięgając po swój kieliszek z winem.
Ta
sprawa z winem to była kolejna niespodzianka. Zawsze myślałam, że Darius będzie
miłośnikiem piwa. Był, gdy imprezowaliśmy w liceum.
Domyślałam
się, że dorósł.
Jak ja.
Zauważyłam
to.
A
jednak część mnie nie zmieniła się.
Odkryłam,
że dowiadywanie się o nim nowych rzeczy było cholernie niesamowite.
- Wyjdę
w porze lunchu i pójdę do sklepu z rzeczami do przechowywania i organizacji –
powiedziałam – Mam obsesję na punkcie moich wieszaków.
Nalał i
odpowiedział - Powiedz mi, czego chcesz, a ja to kupię. Przez większość czasu
jestem poza biurem. Łatwiej mi wpaść tam niż tobie uciec z biura. I
potrzebujesz przerwy na lunch, a nie biegania do sklepu.
- Byłoby
to docenione.
- To
miłe, ale naprawdę nie stanowi to problemu.
Okej,
może zniosłabym to, jak się ze mnie nabijali, gdyby regularnie traktował mnie
jak diwę.
Ale i
tak musieliśmy porozmawiać o przekleństwach.
-
Słyszałeś o sobotniej imprezie? - zapytałam.
-
Trzymaj się, mała. Wessą cię do Rockowych Lasek.
Rockowe
Laski.
Tak
nazywała się książka, którą ktoś napisał o Indy i Lee.
To było
à propos. Zawsze były Rockowymi Laskami i z tego, co zauważyłam, to również się
nie zmieniło.
- Czy
to coś złego? – zapytałam z ciekawością.
- Ani
trochę. To dobrzy ludzie – mruknął, gdy Liam wszedł.
– Mamy
decyzję? – zapytał – Jestem głodny.
– Och,
decydujemy o kolacji? – zapytałam i mój żołądek też się o to zapytał. Te
pretzel bites przestały działać kilka godzin temu.
– W
pewnym sensie – powiedział Darius, po czym zwrócił się do mnie – Chcesz wyjść?
Rodzinna uroczystość. Nasza pierwsza wspólna kolacja. A może chcesz, żebym coś
nam ugotował i podał tutaj? Mam rezerwację w Carmine’s on Penn, ale mogę
zadzwonić i ją odwołać, jeśli chcesz skromnie.
Patrzyłam,
jak się wahał, a łzy napłynęły mi do oczu.
- Tato,
ona wybuchnie – ostrzegł Liam.
Darius
podszedł bliżej, nachylił się do mnie i ujął moją twarz w dłonie – Mała, nie
mamy na to czasu. Liam jest głodny, a nasza rezerwacja jest za pół godziny.
Jeśli zostajemy w domu, muszę zadzwonić, żeby mogli zająć nasz stolik. Jeśli
idziemy, musimy wyjechać za piętnaście minut. Możesz sobie popłakać, kiedy
wrócimy.
- Wy-wychodzimy
– wydusiłam z siebie - To uroczystość. Nikt nie zmywa po uroczystości.
Moje
oczy wciąż były mokre, ale udało mi się złapać jego uśmiech.
Straciłam
go, kiedy dotknął moich ust swoimi.
–
Dobrze – powiedział Liam - Czy możemy dostać Chicken Montana?
Obejmując
mnie ramieniem w talii, Darius przyciągnął mnie do swojego boku.
A potem
powiedział do syna - Możesz dostać wszystko, czego zapragniesz.
Wybełkotałam
do wina.
Moi
chłopcy spojrzeli na mnie z góry.
Podniosłam
rękę - Dobrze, dobrze, u mnie wszystko w porządku - wzięłam głęboki wdech i
wypuściłam go - Całkowicie w porządku.
- Ona
nie przetrwa kolacji – powiedział Liam do taty.
- Idź
przynieś trochę chusteczek higienicznych z łazienki i włóż jej do torebki.
- Robi
się.
Liam
odleciał.
Serio.
To było
jak magia.
Spojrzałam
na Dariusa - Naprawdę dzieje się tak tylko dlatego, że masz fiuta?
- Nie.
To dlatego, że jest szczęśliwy i chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Za tydzień
wróci do bycia nastolatkiem.
– Więc
zdarzały ci się chwile, gdy narzekał, jęczał i mamrotał pod nosem?
Brwi
Dariusa powędrowały w górę – Robi tak przy tobie?
Szybko
pokręciłam głową - Nie. Nie. Nigdy. Przenigdy - i ukryłam swoje kłamliwe oczy,
odwracając wzrok i biorąc łyk wina.
Darius
chwycił swój kieliszek i upił swój.
Następnie
stwierdził - Jesteś beznadziejną kłamczuchą.
–
Nieważne – powiedziałam do kieliszka. Po kolejnym łyku powiedziałam mu - Ja też
chcę Chicken Montana.
Obrócił
mnie całkowicie w swoje ramiona i pochylił szyję, żeby na mnie spojrzeć.
- Cokolwiek
chcesz, mała. Zawsze.
Odpoczywałam
u jego boku w jego pięknej kuchni, trzymana w jego silnych ramionach, myśląc,
że to świetnie wyszło.
Dla
mnie.
Dla
Liama.
Ale
szczególnie dla Dariusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz