Rozdział 1
Bokser
Rockowe laski - retrospekcja
Jakiś czas temu…
- Nie mogę uwierzyć, że zdobyłyśmy
bilety na Prince’a – wrzasnęła Ally.
- A najwspanialsze jest to, że zaczyna
się od „When Doves Cry”, o rany – wachlowała
się Indy.
Starałam się nie świrować.
Sterczałyśmy w księgarni Ellen, babci
Indy, w Fortnum. Było tam kilka zniszczonych skórzanych kanap (które były super
wygodne) i fotele, więc ludzie mogli odpocząć po zakupie książek i poczytać.
Z boku stało kilka stołów i krzeseł,
przy których w tym momencie dwóch starszych chłopaków grało w szachy. W innym
ustawiono tablicę do gry w warcaby. I w czystym stylu Ellen, bo babcia Indy
szła swoją drogą, na tym ostatnim postawiono Battleship.
- Lee!
Zabierzesz nas tam? - krzyknęła Indy w stronę miejsca, gdzie Lee Nightingale,
wielka sympatia Indy, siedział z Eddiem Chavezem i Dariusem Tuckerem w fotelach
nie blisko, ale nie-tak-daleko.
Lee
zachowujący się, jakby nie wiedział, że Indy tam jest (kiedy, spójrzmy prawdzie
w oczy, był w Fortnum, ponieważ Indy tam była… nie byłam pewna, co ich
rozdzieliło (tak, myślałam, to Lee był głupim chłopcem, ale to musiało się
skończyć, bo inaczej oboje ulegliby samozapłonowi), odwrócił głowę w jej
stronę.
Darius nie musiał odwracać
głowy w naszą stronę. Wpatrywał się we mnie od dłuższej chwili.
Powód,
dla którego nie udało mi się nie świrować.
- Nie
ma pieprzonej mowy – Lee odpowiedział Indy – Nadal nie otrząsnąłem się z twojego
gówna, kiedy pojechałaś na Def Leppard.
Lee
miał niewyparzoną buzię. Niestety, był atrakcyjny, ale tylko dlatego, że był
seksowny od stóp do głów.
Nie tak
seksowny jak Darius i nie lubiłam białych facetów, ale wciąż.
Słyszałam
też o tej sprawie z Def Leppard z Indy i Ally oraz o tym, jak Lee, Eddie i
Darius zostali wciągnięci (jak to często bywało, bo Indy nie miała dość Lee,
Lee nie miał dość Indy, Eddie też nie miał dość splątanej sieci Indy, więc nic
dziwnego, że doszło do powikłań). Całe liceum o tym słyszało.
Historia
była przezabawna.
Wciąż
miałam nadzieję, że na koncercie Prince'a nic podobnego się nie wydarzy. Bardzo
lubiłam Indy i Ally. Były zabawne, słodkie i miłe, ale nie byłam typem
dziewczyny, która miała skłonności do szaleństw.
Indy i
Ally były synonimami szaleństw.
- Mistrz
w swoim fachu - Ellen przemknęła obok nas, ubrana w jakieś dziwne,
przezroczyste muumuu[1] i
opaskę na głowę z frotowego warkocza na czole, a jej delikatne, białe włosy
były mglistym cudem fal i loków otaczających całą jej czaszkę, chociaż ich
część na czubku została ubita przez opaskę - To znaczy Deep Purple – wyjaśniła.
Uśmiechnęła
się i mrugnęła do mnie.
Uśmiechnęłam
się w odpowiedzi.
Tak
naprawdę nigdy nie wiedziałaś, co otrzymasz od Ellen. Fortnum było fajnym
miejscem do spędzania czasu (chociaż potrzebowali tam stoiska z kawą, fontanny
z napojami gazowanymi czy czegoś takiego), a powodem tego była Ellen. Była
trochę dziwna, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, i witała wszystkich. Widziałam
nawet, jak zaprosiła bezdomnego do środka i wysłała Duke’a, żeby kupił mu
kanapkę.
Dzisiaj
było to muumuu. W zeszłym tygodniu była to kamizelka z frędzlami, dżinsy i
sandały na wysokim obcasie z błyskotkami, które lepiej pasowałyby do kreacji,
którą założyłabyś na Oscary.
Chociaż
jej frotowa opaska na głowę była zawsze obecna. O ile wiem, miała po jednej w
każdym kolorze, pod warunkiem, że był on pastelowy.
Podobało
jej się to, że Indy, jej przyjaciele i połowa liceum wisiała w jej księgarni,
nawet jeśli nikt z nich nie kupował książek (to znaczy ja kupowałam książki
cały czas).
- Ja podrzucę
was, dziewczyny, na koncert – zaoferowała Ellen.
Indy
wyglądała na zdenerwowaną, bo Lee ją odepchnął, nawet kiedy odpowiedziała - Dzięki,
babciu.
Taaa.
Lee
zachował się jak palant. A jeśli się nie pozbiera, straci tę dziewczynę.
To
znaczy była młodsza od niego, była też młodsza ode mnie, ale nie aż tak dużo młodsza.
Zobaczyłam
ruch w stosach i spojrzałam w tamtą stronę.
Był tam
Duke, którego ciemne włosy siwiały, a broda wymykała się spod kontroli.
Wstałam,
bo był moim dilerem, miał czym handlować i nigdy nie mogłam się oprzeć temu, co
stręczył.
Nie
patrzyłam na Dariusa, gdy przechodziłam obok miejsca, w którym siedział, bo
mogłabym się potknąć lub coś, a to byłoby tak krępujące, że nie byłabym w
stanie sobie z tym poradzić. Nie byłam pewna, czy mama zaakceptowałaby wymówkę
- Nie mogę chodzić do szkoły przez następne dwa lata, bo potknęłam się przed gorącym
ciachem.
Chociaż
zrozumiałaby to, po prostu by tego nie zaakceptowała.
Tata na
pewno by tego nie zrobił (i też by tego nie zrozumiał).
Gdy
ruszyłam w swoją stronę, Duke odwrócił się i wszedł głębiej między półki z
książkami.
Poszłam
za nim, myśląc, że uwielbiam zapach Fortnum. Stare książki i kurz, portal do
miliona różnych światów, róg obfitości wiedzy.
Właśnie
zaczęłam spotykać się z Indy i Ally, głównie dlatego, że zaczęłam spędzać czas
w Fortnum, bo tam wisiały dzieciaki.
I kiedy
po raz pierwszy tam pojechałam, zakochałam się w tym miejscu.
Teraz
było to moje ulubione miejsce na Ziemi.
Duke
wszedł w rząd.
P-Q-R-S,
fikcja.
Podążyłam
za nim.
Kiedy
stanęłam przed nim, podniósł rękę i podał mi książkę. 451 stopni Fahrenheita.
Wzięłam
ją, mimo że powiedziałam - Czytaliśmy to w szkole we wrześniu ubiegłego roku.
- Przeczytaj
to jeszcze raz, jeśli nie będziesz musiała pisać na ten temat pracy semestralnej.
Uśmiechnęłam
się do niego - Jest jakaś różnica?
- Jest
coś, co czytasz, bo chcesz dostać dobrą ocenę, i jest, co czytasz, bo każda
osoba na Ziemi musi to przeczytać i załapać.
Cóż,
myślałam, że łapię tę książkę, kiedy ją przeczytałam, ale wtedy go zrozumiałam.
Połączyła
nas miłość do słów. Mówiliśmy innym językiem niż pozostali ludzie.
Ponieważ
wiedział, że go rozumiem, skinął głową i jak zwykle odszedł (Duke był
człowiekiem małomównym, złotoustym, jak się odezwał, miał miliardy do
zaoferowania).
Ponieważ
to już było w naszym stylu, nie poszłam za nim.
Oparłam
się o półki i otworzyłam książkę, wiedząc, co dostanę.
Tym
razem był to „Bokser” Simon i Garfunkel[2].
Duke
zawsze kładł kartkę z odręcznie napisanymi tekstami piosenek na początku
książki, którą mi dawał. Mówił, że poezję można znaleźć wszędzie, trzeba ją
tylko poszukać.
Aby
udowodnić swoją rację, w jednej z książek, które mi dał, umieścił zrobione kiedyś
przez niego zdjęcie jelonka i jego matki w lesie wokół jego chaty w Evergreen.
Nie był to najwspanialszy obraz wszechczasów. Ale to była czysta poezja.
Przeczytałam
słowa piosenki.
A na
samym dole przeczytałam notatkę Duke’a:
Będą cię ciąć, aż zaczniesz krzyczeć.
Zostań bokserem.
Trwaj.
- Hej.
Podskoczyłam,
przesunęłam dłonią po książce, notatka wypadła i zatrzepotała na podłogę, ale
nie sięgnęłam po nią, bo tam stał Darius Tucker.
Blisko.
- Uch…
uch…
O mój
Boże!
Dusiłam
się. Dlaczego się dusiłam?
Nie mogłam
oddychać!
Jego
usta wykrzywiły się na końcach, po czym przykucnął, podniósł papier,
wyprostował się i podał mi go.
– Upuściłaś
to – powiedział.
Ręka mi
się trzęsła, kiedy ją chwyciłam i wydusiłam z siebie - Ta.
Spuścił
wzrok i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie puścił kartki.
Oznaczało
to, że on trzymał palce na papierze i ja trzymałam palce na papierze, co dla
będącego tylko dwa kroki od nas wyglądać mogło, jakbyśmy trzymali się za ręce!
- Co to
jest? – zapytał.
- Co?
Pochylił
głowę nad kartką, a ja przestałam nadążać za tym, co się działo, biorąc pod
uwagę, że jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, jak gładka wydawała się jego
skóra, jak ciepłe i pełne duszy były jego brązowe oczy, na jak długie i kręcone
wyglądały jego rzęsy, jak pięknie uformowana były jego wargi.
Delikatnie
pociągnął za papier - To.
– Co?
Uśmiechnął
się szeroko i biało, przez co jego wyraziste oczy zwęziły się, a kości
policzkowe wyskoczyły.
Okej…
umm…
Co się
działo z moimi nogami? Miałam problemy ze staniem.
– Malia?
– Hm?
- Nic
ci nie jest?
- M-m.
O Boże!
Znowu się dusiłam!
Wyciągnął
mi papier z palców i spojrzał na niego.
– Znam
tę piosenkę – powiedział.
Nic nie
powiedziałam, bo całą swoją uwagę musiałam skupić na tym, żeby nie zemdleć.
- Dlaczego
Duke daje ci teksty piosenek? – zapytał.
Nie
odpowiedziałam, bo nie mogłam.
I… Okej,
to było głupie.
Musiałam
się pozbierać.
Indy
nie stałaby tutaj jak kretynka, nie mamrotałaby i nie walczyłaby o oddech.
Ally
prawdopodobnie już by go pocałowała, żeby nie miał złudzeń, że jest w nim
zakochana.
Potrząsałam
głową na boki, żeby się otrząsnąć i odpowiedziałam - To poezja. Daje mi rzeczy,
które zmuszają mnie do myślenia, no wiesz, do rozszyfrowania tego. Zastanowienia
się, o co w tym chodzi.
Mimo że
włożyłam ogromny wysiłek, aby połączyć kilka słów w całość, nie byłam pewna,
czy mnie słuchał.
Wiedziałam,
że nie słuchał, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy, gdy znów na mnie spojrzał.
- Kto
cię ciął, dopóki nie zaczęłaś krzyczeć? - warknął.
O
mój...
Nigdy
nie słyszałam, żeby chłopak warczał.
Kiedy słyszałam
to, coś się działo w innych obszarach mojego ciała, nie tylko w nogach i mojej
zdolności do dostarczania im tlenu. To coś było bardzo przyjemne, a
jednocześnie całkowicie przerażające.
- Nikt.
To po prostu… życie. Życie… Nie przyjrzałam się jej dobrze i nie jestem pewna,
czy znam tę piosenkę, ale z tego, co widziałam, jest ona o życiu. Wiesz, bycie
silnym jak bokser, kiedy życie cię uderza. Hm, tak myślę.
Znów
podał mi kartkę, tym razem puszczając ją, gdy ją brałam.
- Nikt
nie będzie cię ciął – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Życie
jest życiem, Darius – szepnęłam, po czym na wszelki wypadek wzruszyłam
ramionami.
Czy
wyglądałam jak wzruszająca ramionami kretynka?
Wyglądałam
jak kretynka wzruszająca ramionami.
Nie
powinnam była wzruszać ramionami.
Niech
ktoś mnie zabije!
- Nigdy
nie będziesz musiała być bokserką, Malia.
To
zostało powiedziane łagodnie, ale z mocą i to wywołało dziwne emocje w moim
sercu.
Jedyne,
co przyszło mi do głowy, to powiedzieć - Okej.
– Pójdziesz
na randkę? – zapytał.
Na to
można było powiedzieć tylko jedno.
– Okej
– powtórzyłam.
Dariusz
ponownie się uśmiechnął.
Znowu
prawie zemdlałam (teraz dostawałam te wszystkie bzdury z romansów, które
najwyraźniej wcale nie były bzdurami, ojej!)
Nie
zemdlałam.
Trzymałam
się.
I
odwzajemniłam uśmiech.
*****
Zbliżyliśmy
się do szczytu i, gdy ja nadal udawałam, że wędrówka mnie nie zabijała, Darius,
który był kilka kroków przede mną (i wcale nie oddychał ciężko!), zatrzymał się
i spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem na ustach.
- Oto
jest – powiedział, po czym odwrócił głowę, aby spojrzeć ponad grzbietem.
Zatrzymałam
się obok niego i początkowo nie patrzyłam tam, gdzie on patrzył.
Patrzyłam
na niego.
To była
nasza pierwsza randka. Zabrał mnie w góry. A jeśli duży plecak i mała lodówka,
którą niósł, wskazywały na to, że mieliśmy urządzić piknik.
Przynajmniej
miałam nadzieję, że urządzimy sobie piknik. Trasa była długa i w większości pod
górę.
Byłam
cheerleaderką. To nie tak, że nie byłam w formie.
Ale…
kurczę.
Poważnie,
ta wysokość nie była żartem.
Teraz
byłam głodna, podekscytowana, że w końcu dotarliśmy, jeszcze bardziej
podekscytowana tym, że droga powrotna wiodła w dół, a jednocześnie z tym
wszystkim podekscytowana tym, że byłam z Dariusem, mając w tym samym czasie
nadzieję, że ogromny wysiłek, jaki włożyłam tego ranka w przygotowania, nie
poszedł na marne.
Podczas
jednej z naszych pięciu (tak pięciu,
w mniej niż tyle dni!) rozmów telefonicznych, odkąd w Fortnum zaprosił mnie na
randkę, Darius ostrzegł mnie, że na naszą randkę muszę założyć wygodne ubranie.
Powiedział mi, że jedziemy w góry, że trasa ma nieco ponad milę i będzie
wymagała pewnego wysiłku.
Chociaż
na pierwszy rzut oka brzmiało to romantycznie, cholernie trudniej było
wymyślić, w co się ubrać na taką randkę.
Było to
tak trudne, że moja siostra Lena i najlepsza przyjaciółka Toni przez dwie
godziny odrzucały stroje, które przymierzałam, dopóki nie znalazłam tego
odpowiedniego.
Zdecydowałyśmy
się na dżinsowe szorty i śliczny pomarańczowy top ze złotym wzorem. Był zebrany
przy wysokim stanie i podtrzymywany paskiem spaghetti biegnącym przez przód i do
tyłu materiału.
Włosy
miałam wyprostowane i skręciłam je w niby-niechlujny kok. Ale martwiłam się, że
kosmyki włosów wokół mojej twarzy, które tak ostrożnie odłożyłam, teraz się
odeszły i stały się kręcone, przez co wszystko wyglądało po prostu niechlujnie.
Ponieważ
Darius nie przestawał patrzeć na to, co było „tutaj”, odwróciłam głowę w tamtą
stronę.
I
wstrzymałam oddech.
Przede
mną rozciągała się szeroka niecka, otoczona górskimi szczytami i wypełniona
dzikimi kwiatami.
- O,
mój Boże – szepnęłam z szacunkiem.
- Hank
to znalazł – powiedział mi Darius.
Hank był
starszym bratem Lee Nightingale’a, facetem, którego wszyscy znali, nawet jeśli
już skończył szkołę, bo był a) utalentowanym sportowcem, b) niezwykle słodki i
c) przystojny, więc był też d) bardzo popularny.
Hank
był także przeciwieństwem bad boy’a Lee. Doskonałe oceny. Idealny chłopak
(podobno). Chłopak z sąsiedztwa. Dobry facet.
- Cały
czas się tu wspinamy – kontynuował Darius.
- Tu
jest niesamowicie – powiedziałam mu.
Wziął
mnie za rękę, a ja spojrzałam na niego.
- Chodźmy
- powiedział cicho, jego wzrok był skierowany na mnie w taki sposób, że nagle
nie obchodziło mnie, czy kosmyki wokół mojej twarzy zrobiły się zbyt napuszone.
Właściwie,
sposób, w jaki na mnie patrzył, sprawiał, że czułam się taka piękna, jaką
zawsze wiedziałam, że byłam, niezależnie od tego, jak wyglądały moje włosy,
strój czy cokolwiek innego.
Mogłabyś
wpadać w delirium wywołane dokuczliwą grypą, być spocona i mieć zatkany nos, z
nieświeżym oddechem i z chrapliwym, dokuczliwym kaszlem, a Darius patrzyłby na
ciebie w ten sposób.
Nie.
Patrzył
na mnie w ten sposób.
O mój…
Poprowadził
mnie do miejsca pomiędzy osikami, gdzie wiatr przesiewał liście wielkości
srebrnego dolara, tworząc rodzaj delikatnej muzyki, która była idealną ścieżką
dźwiękową do tej przygody.
Tam
odkryłam, że miałam rację, kiedy zdjął plecak i odłożył lodówkę. Wyciągnął koc
i rozłożył go na ziemi, po czym gestem nakazał mi usiąść.
Usiadł
ze mną, a z lodówki wyciągnął napoje gazowane, butelki wody, kanapki, a z
plecaka wyszła duża paczka chipsów i trochę domowych ciasteczek.
Pamiętał
nawet o zabraniu serwetek.
- Mama
zrobiła dla nas ciasteczka – powiedział, kładąc je na kocu.
Okej,
więc może mama przypomniała mu, żeby zabrał ze sobą serwetki.
Ale
kiedy się tym podzielił, poczułam coś dziwnego. Dziwnego i pięknego.
Bo
powiedział to nie dlatego, że to był po prostu fakt, czy z jakimś niuansem tego,
żeby był zawstydzony tym, że mama zrobiła mu ciasteczka na randkę, ale jakby
był z tego dumny.
Wtedy
to mnie uderzyło. To był jeden z powodów, dla których go lubiłam (poza tym, że był
taki uroczy i wysoki, a jego rzęsy były takie idealne).
Po
prostu wiedział, kim jest.
Ja nie
miałam pojęcia, kim byłam. Nie znałam nikogo w naszym wieku, kto wiedziałby,
kim był.
Ale Darius
to wiedział.
Znał
idealne miejsce na pierwszą randkę, kochał swoją mamę i nie obchodziło go, kto
o tym wie.
Ze mną,
gdy miałam takie myśli, coś się zadziało. Coś gwałtownego, przerażającego i
cudownego jednocześnie, ale nie czułam tego, bo chodziłam z najsłodszym,
najpopularniejszym chłopakiem w szkole.
- To
miłe – odpowiedziałam, ale mój głos był ochrypły od tego, co pomyślałam i tego,
co czułam.
Uśmiechnął
się do mnie, po czym rozpakował kanapkę.
Ugryzł,
przeżuł, przełknął, po czym ponownie spojrzał na mnie, gdy przeżuwałam swój
własny kęs - Chcę, żebyś wiedziała, że tylko Lee, Eddie, Hank i ja
przychodziliśmy tutaj.
Innymi
słowy, to nie było jego zwykłe miejsce na randkę, gdzie zabierał dziewczyny,
aby zaimponować im swoją romantyczną wrażliwością i umiejętnościami pakowania
piknikowego, próbując dostać się do ich majtek.
To było
miejsce dla niego i jego kumpli.
I mnie.
Panie.
Oto
one: więcej rzeczy, które czułam. Dużo więcej. O wiele więcej.
I
wszystkie były niesamowite.
- Och –
tylko tyle przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć.
- Tak -
odpowiedział, z uśmiechem nadal na ustach, a w jego głosie zabrzmiała żartobliwość
- Och.
- To
jest piękne – powiedziałem mu.
– Wiem
– powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.
Zacisnęłam
usta, bo nie mówił o łące, a wiedząc, że wcześniej miałam rację, że Darius
uważał mnie za piękną, wepchnęłam się na szczyt moich uczuć i to uczucie było niesamowite.
- Jedz
– zachęcał – żebyśmy mogli zająć się fajnymi rzeczami.
Nie
byłam pewna, co uważał za „fajne rzeczy”.
Po
prostu wiedziałam, z poczuciem, które było dzikie, przerażające i cudowne, że, cokolwiek
to było, chciałam to zrobić z Dariusem.
*****
„Fajna
rzecz” – jak się okazało – polegała na leżeniu na plecach i obserwowaniu
przepływających chmur.
Możesz
nie myśleć, że to była zabawa… jako taka.
Ale
leżałam na plecach obok Dariusa, z naszymi palcami splecionymi i spoczywającymi
tam, gdzie je pociągnął, na jego płaskim brzuchu, z naszymi ramionami
złączonymi razem i obydwoma kolanami ugiętymi (a on od czasu do czasu poruszał
nogą i uderzał w moje, co było urocze i elektryzujące jednocześnie), więc rozmowa
i obserwowanie przepływających chmur to był najlepszy czas, jaki kiedykolwiek przeżyłam.
- Kiedykolwiek
próbowałeś zobaczyć rzeczy w chmurach? - Zapytałam - Jak smoki czy słonie?
- Widzisz
coś takiego?
Uniosłam
wolną rękę (ponieważ od razu do góry nie puściłam jego, nie było mowy, nie było
jak) i wskazałam - No cóż, ta wygląda trochę jak T-Rex.
- Która?
Zatoczyłam
palcem koło - Ta.
– Nie
widzę tego.
Odwróciłam
głowę na kocu i spojrzałam na jego profil – Może zmrużysz oczy?
Zmrużył
oczy. To też było urocze.
Zaczęłam
chichotać.
Odwrócił
głowę, żeby na mnie spojrzeć, jego usta poruszały się, jakby walczył z
uśmiechem, zanim zapytał - Czy ty sobie ze mnie żartujesz?
– Nie –
skłamałam - Całkowicie widzę dinozaura.
Coś
zmieniło się w jego oczach i nagle puścił moją rękę, odwrócił się na bok i podniósł
się na przedramieniu.
Po raz
drugi na tej górze wstrzymałam oddech, tym razem z powodu wyrazu jego twarzy.
–
Całowałaś się kiedyś, Malia? – zapytał miękkim głosem.
Podobał
mi się ton jego głosu, ale…
Uch…
Byłam
taka pewna!
- Nie
jest to moja pierwsza randka, Dariusie Tucker – odpowiedziałam.
Mam na
myśli, naprawdę.
Czy
myślał, że nie żyłam, dopóki nie podszedł do mnie w tym rzędzie w Fortnum?
- Nie,
mam na myśli odpowiednio pocałowana – odpowiedział.
Och,
teraz naprawdę wiedziałam, co miał na myśli.
Odwróciłam
się i również podniosłam się na przedramieniu.
- Jesteś
seksowny i w ogóle, ale to nie zmierza w tym kierunku– powiedziałam mu.
Ponieważ,
uch! to była nasza pierwsza randka!
Czując, jak coś miażdży moją klatkę piersiową w sposób powodujący prawdziwy ból
fizyczny, zasugerowałam - Może powinniśmy wrócić z powrotem na dół.
– Źle
mnie zrozumiałaś – stwierdził.
- Tak?
– zapytałam, ale nie czekałam na jego odpowiedź. Rozkazałam - Więc wyjaśnij.
Potrząsnął
głową, odwrócił wzrok, a potem z powrotem na mnie – Chyba pytam, czy mogę cię
pocałować.
Nie
spodziewając się tego, zagapiłam się na niego.
- Jeśli
nie jesteś gotowa, mogę poczekać, aż będziesz – dodał pośpiesznie – Ale
naprawdę chciałbym…
Nie
dokończył, bo pochyliłam się i go pocałowałam.
To było
cnotliwe, bez języka.
Następnie
nie było to nic cnotliwego, znów leżałam na plecach na kocu, klatka piersiowa
Dariusa przylegała do mojej i było dużo języka, a z moim ciałem działo się
jeszcze więcej.
Dzień
był ciepły, ale mi nie było ciepło.
Było mi
gorąco.
Płonęłam,
gdy wiatr szeptał w osikach, a język Dariusa bawił się w moich ustach.
To było
idealne uczucie.
Ponieważ
było idealnie.
Ale
Darius nawet nie próbował zdobyć drugiej bazy. Przerwał pocałunek, kładąc dłoń
na mojej twarzy, podnosząc głowę i przesuwając kciukiem po moich ustach.
Ten gest
był równie słodki, jak prośba o pocałunek.
- Prawdopodobnie
powinniśmy już przestać – szepnął.
Miałam
problemy z oddychaniem.
Więc
miał rację.
- Chcesz
wracać? - zaoferował - Czy jeszcze obserwować chmury?
Chciałam
się więcej całować, ale nie zaproponował mi takiej opcji.
Wzięłam
więc to, czego w tamtym momencie pragnęłam najbardziej na świecie.
- Chmury.
Uśmiechnął
się.
– W
każdym razie nie jedliśmy jeszcze ciastek twojej mamy – zauważyłam.
- Masz
rację – zgodził się - Chcesz się przejść i uzyskać inny widok?
Nie
chciałam opuszczać tego miejsca do końca życia.
Pokręciłam
głową.
Ułożył
się z powrotem, przesunął swoje palce przez moje i ponownie położył nasze ręce
na swoim brzuchu.
– W
takim razie zostaniemy tutaj – mruknął.
To był
pierwszy raz, kiedy Darius Tucker dał mi to, czego chciałam, i zrobił to bez
dyskusji, bez wahania.
I był
daleki od ostatniego.
*****
Darius
chwycił moje nadgarstki i pociągnął moje dłonie ze swoich pleców pomiędzy nas.
To był
wyczyn, biorąc pod uwagę, że leżał na mnie na kanapie w pokoju wypoczynkowym jego
rodziców (który kiedyś był ich garażem).
- Kochanie
– powiedział po tym, jak oderwał swoje usta od moich, brzmiąc, jakby się czymś
dławił, a jednocześnie brzmiał, jakby starał się nie śmiać.
–
Dlaczego mnie powstrzymałeś? – zapytałam, brzmiąc na zirytowaną i rzeczywiście taka byłam.
Robił
to ilekroć zaczynaliśmy docierać do dobrej części!
Dotknął
swoimi ustami moich, podniósł głowę i stwierdził - Malia, nie zamierzam mieć
naszego pierwszego razu na starej, brudnej kanapie w garażu moich rodziców.
To był
jego ciągły refren, odkąd powiedziałam mu, że jestem dziewicą (a zdarzyło się
to na naszej pierwszej randce, pod chmurami, kilka godzin po naszym pierwszym
pocałunku, kiedy rozmawialiśmy o wszystkim, cóż… pod chmurami, a to było miesiące temu).
- Wrrrr
– warknęłam, wyginając szyję i patrząc na oparcie kanapy.
– A co
powiesz na to? – wymamrotał, teraz brzmiąc, jakby próbował się nie roześmiać.
Ale nie
zwracałam uwagi na to, jak brzmiał.
Zwracałam
uwagę na to, co robiła jego ręka, na to, jak schodziła po moim brzuchu, w
stronę paska moich dżinsów, a także w stronę mojej…
–
Darius – szepnęłam.
Znów
dotknął swoimi ustami moich, ale nie odszedł daleko, gdy powiedział mi - Wrócimy
na łąkę.
Jego
dłoń znalazła się wewnątrz moich dżinsów.
– I zabiorę
nam jakieś fantazyjne gówno do jedzenia – ciągnął, zakrzywiając palce.
Tym
razem moja szyja wygięła się w łuk z innego powodu.
Całował
mnie w szyję, a jego palce...
Jego palce…
Czyniły
magię.
Jego
usta były teraz przy moim uchu - I znów będziemy patrzeć, jak przepływają
chmury. A kiedy już to zrobimy, tak jak ostatnim razem, porozmawiamy o
wszystkim, o czym jest do omówienia…
Wiłam
się pod nim, czując to, moje mięśnie na dole falowały, moje piersi wydawały się
ciężkie, sutki mrowiły, a on nawet ich nie dotknął.
Byłam
już blisko. Słyszałam o nich – o orgazmach – ale nigdy ich nie doświadczyłam, a
sposób, w jaki poruszały się jego palce i wywierany przez niego nacisk, był nie
tylko dobry.
Był wszystkim.
- Wtedy
powiem ci, że cię kocham, a potem będę się z tobą kochać – szepnął mi do ucha,
gdy to się stało.
Doszłam
po raz pierwszy… dla Dariusa.
Zaczęłam
krzyczeć, ale on mnie pocałował, więc wszystko, co czułam, wszystko, co mi dał,
zostało połknięte przez jego usta, wciągnięte głębiej przez jego język.
To było
fenomenalne.
Jego
ręka zniknęła, kiedy to się skończyło, ale było tak, jakby wyczuł, że
przepłynęło przeze mnie, bo w idealnym momencie przekręcił nas, tak że byłam
owinięta niczym kokonem pomiędzy oparciem kanapy a Dariusem.
Byłam
tu wcześniej (dużo się całowaliśmy, dużo się też przytulaliśmy) i było to moje
drugie ulubione miejsce (moim pierwszym ulubionym miejscem było to, gdzie byłam
dziesięć sekund temu, a moim nowym pierwszym ulubionym miejscem dla dłoni
Dariusa było tam, gdzie była trzydzieści sekund temu).
Ale
nawet kiedy miałam swój pierwszy orgazm, podarowany mi przez Dariusa Tuckera,
mojego chłopaka, najlepszego chłopaka w historii, najsłodszego, najbardziej
troskliwego, kochającego, dokuczającego, niesamowitego chłopaka wszechczasów…
Utknęłam
w tym, co powiedział, kiedy mi to dał.
- Kochasz
mnie? - Zapytałam.
-
Kocham twoje duże, czekoladowe oczy. I kocham twoją spiczastą brodę.
Uch.
- Nie
mam spiczastej brody. Moja twarz jest owalna.
- Masz
piękną brodę – mruknął, zanim ją pocałował - Nadal jest spiczasta.
–
Nieważne – wymamrotałam.
- I kocham
to to, jaka jesteś niska – kontynuował.
Na
miłość boską.
- Nie
jestem niska, jestem przeciętna – powiedziałam mu, choć szczerze mówiąc, może
byłam trochę w dolnej granicy – Chodzi o to, że ty jesteś wysoki.
- Tak...
niska dla mnie. Wciąż niska – zażartował.
Nacisnęłam
go na ramiona (choć trzeba zaznaczyć, że robiłam to bez przekonania).
–
Darius, bądź poważny.
Kiedy znów
spojrzał mi w oczy, moje serce stanęło.
Ponieważ
mówił poważnie.
Śmiertelnie
poważnie.
-
Kocham twój idealny nos, grubą dolną wargę i kształt brwi – kontynuował.
Nie
powiedziałabym, że moja dolna warga była „gruba”, raczej „pełna” (chociaż nawet
mi podobał się łuk moich brwi, był niesamowity). Ale nie miałam zamiaru mu
przeszkadzać.
Nie było
mowy.
Zatem ciągnął
dalej.
- I
twoją cudowną skórę, twój ogromny uśmiech i fakt, że używasz słów takich jak
„alkowa” i „wszechmocny”, o których nikt inny nie wie, co one, do cholery,
znaczą.
Zaczęłam
się śmiać, mimo że chciałam płakać.
Darius
nie skończył mówić.
- I
uwielbiam sposób, w jaki dogadujesz się z moimi siostrami, mimo że są wrzodami
na tyłkach, a kiedy już skończysz, zawsze pomagasz mamie przy obiedzie, a potem
siadasz i słuchasz, jak tata opowiada o Górach Skalistych lub Nuggetsach czy o
czymś, jakby cię to obchodziło, kiedy cię to nie obchodzi.
Trzeba
przyznać, że nie przepadałam za sportem.
Ale
kochałam tatę Dariusa, a on przepadał, więc tak było.
–
Darius – szepnęłam.
- Ale,
dopóki nie znajdziemy się pod chmurami lub gwiazdami, lub kiedy nie przestaniemy
rozmawiać, nie powiem ci, że jeszcze w tobie kocham to, że zawsze mamy o czym
porozmawiać.
Okej,
można było śmiało powiedzieć, że to czułam.
Czując
wszystko.
Wiedziałam,
co mój tata powiedziałby na temat moich uczuć. Powiedziałby, że to było za
wcześnie, mieć szesnaście lat i znaleźć faceta swoich marzeń, z którym wiesz,
że chcesz spędzić resztę życia.
Moja
mama też by tak powiedziała.
(Lena
by tego nie zrobiła, uwielbiała Dariusa i już mi powiedziała, że chce go jako
swojego brata.)
Ale
wiedziałam to.
Wiedziałam
to teraz i dziesięć minut temu i kiedy w zeszłym tygodniu tak mocno mnie
łaskotał, prawie doszło do katastrofy, bo byłam bliska zsikania się w majtki.
I kiedy
pomógł mojemu tacie, który nie miał synów, ale zaczął traktować Dariusa jak
syna, we wstawieniu naszych nowych szafek kuchennych.
I kiedy
Darius zabrał mnie na wystawną kolację z okazji naszej pierwszej miesięcznicy.
I znowu
w naszą dwu-miesięcznicę (rozumiesz to).
I na
naszej pierwszej randce wśród polnych kwiatów.
I
wszystkie chwile pomiędzy tym.
Wiedziałam.
Być
może nie wiedziałam wszystkiego o sobie, kim jestem i kim będę.
Po prostu
wiedziałam, że kimkolwiek będę, będę z Dariusem.
- Więc
tak, to będzie wyjątkowe – podsumował - Kiedy to powiem i kiedy to robimy.
- Okej
- Moja odpowiedź była miękka.
W
odpowiedzi jego uśmiech był delikatny.
Ze
zdumieniem dotknęłam go palcami, mimo że widziałam to już wcześniej. To było po
prostu cudowne.
Podniosłam
na niego wzrok. – Ale czy ja mogę to powiedzieć teraz?
Jego
ramiona wokół mnie zacisnęły się mocniej i potrząsnął głową.
Ale
powiedział - Nie musisz tego mówić, kochanie. Cały czas to pokazujesz.
Okej,
popłynęły łzy.
Kiedy
więc powiedziałam - Próbuję, zabrzmiało to ochryple.
– Udaje
ci się – zapewnił.
Cieszyłam
się. Tak bardzo się cieszyłam, że wiedział, że go kochałam. Zasłużył na to. I na
więcej.
Na wszystko,
co mogłam mu dać, bo wszystko było jego.
Aby to
zakomunikować, pocałowałam go.
Odwzajemnił
mój pocałunek i zakończył to, zanim stało się to zbyt trudne dla nas obojga
(widzisz? Irytujące!).
A potem
przytulaliśmy się na kanapie i obejrzeliśmy film.
Nie zwracałam
większej uwagi na film.
Cieszyłam
się, że to będzie moje życie. Ja i Darius, rozmowy, całowanie, telewizja i
wieczorne wyjścia, rodzina i przyjaciele, i świadomość, że Darius miał rację, tam
w rzędach Fortnum, kiedy powiedział mi, że nic mnie nigdy nie zrani.
Znalazłam
go i zrobiłam to wcześnie.
Więc w
głębi duszy wiedziałam, że nic nigdy się nie stanie.
Nie, to
nie było tak.
Odnaleźliśmy
siebie nawzajem, więc mieliśmy wszystko.
I wiedziałam,
leżąc w jego ramionach, czując jego długie, silne ciało za moimi, czując go
wokół siebie, że zawsze tak będziemy.
*****
Niedługo potem…
–
Malia, kochanie, zejdź na dół. Musimy jechać – zawołała mama.
Nie
chciałam iść.
Naprawdę,
naprawdę nie chciałam iść.
Ale
musiałam iść.
Najpierw
jednak musiałam zająć się czymś innym.
Siedziałam
przy biurku, na górze leżała kartka, którą Duke dał mi w Fortnum, co wydawało
się, że było to wieki temu, obok był otwarty mój notatnik i przepisywałam słowa
piosenki.
I tak
jak zrobił to Duke, napisałam na dole:
Będą cię pociąć, dopóki nie zaczniesz
krzyczeć.
Bądź bokserem.
Trwaj.
Ale
skończyłam z:
Jestem tu dla ciebie, zawsze.
Zawsze cię kocham, Malia
Wyrwałam
kartkę z notesu, złożyłam ją tak, aby była niewielka i wsunęłam do torebki.
Następnie
zeszłam po schodach, aby udać się z rodzicami na pogrzeb taty Dariusa.
*****
Tydzień później…
Wiedziałam,
że Ally tego nie chciała, ale zrobiła to.
Tego
dnia przekazała mi notatkę na korytarzu w szkole, a wyraz jej twarzy mówił
wszystko.
Nie
potrzebowałam tego wyrazu jej twarzy. Poczułam to. Wszyscy to zrobiliśmy.
Ojciec
Dariusa, Morris, został zamordowany.
To było
nie do pomyślenia. Horrendalne.
I nic
dziwnego, ci dwaj byli dokładnie do siebie podobni, byli bardzo blisko, Darius
był jabłkiem, które dumnie trzymało się blisko drzewa Morrisa, więc to rozerwało
Dariusa na strzępy.
Znałam charakter
pisma, jakie zobaczyłam na zewnątrz, skosy i zawijasy, które tworzyły moje
imię, więc wiedziałam, że nie mogę go otworzyć, aż do teraz.
Wróciłam
ze szkoły, do swojego pokoju.
Odszedł
ode mnie, co było złe, biorąc pod uwagę, że byłam w ciąży z naszym dzieckiem.
Tak,
wróciliśmy na łąkę… i potem trochę więcej razy.
Mama
nie wiedziała o ciąży… jeszcze.
Tata
też nie… jeszcze.
Darius
też o tym nie wiedział… jeszcze.
Najwyraźniej
nikt z nich nie wiedział, że znajdę sposób. Zamierzałam to rozgryźć. Nosiłam
nasze dziecko. Dziecko, które razem stworzyliśmy, pośród jego słodyczy i
pocałunków, które sprawiały, że się rozpływałam, czułych żartów i miłości w
jego oczach, gdy patrzył na mnie, jakby nie było innej dziewczyny na całym
świecie i miał być moim schronieniem przed każdą burzą, dopóki nie umrę…
Przynajmniej
nie wiedzieli… jeszcze.
Ale
rozmawiałam z mamą o Dariusie i o tym, jak się zamknął, udał się w ciemne,
przerażające miejsce.
-
Żałoba, kochanie, to paskudna sprawa – powiedziała mama - Wiem, że ty też
opłakujesz pana Morrisa. Był dobrym człowiekiem. Jednak trzeba szukać
cierpliwości. Darius znajdzie drogę.
Nie
byłam tego pewna. Od tego dnia między półkami w Fortnum spędzaliśmy razem tyle
czasu, ile mogliśmy, a jeśli nie mogliśmy być razem, rozmawialiśmy przez
telefon o znanych nam ludziach, marzeniach, planach, które mieliśmy i co musieliśmy
zrobić, aby je urzeczywistnić i co do siebie czuliśmy.
Znałam
go całkiem dobrze.
I to
nie był on. Ta płaskość. Pustka. Kipiący gniew ledwo skrywał się pod powierzchnią.
A do
tego doszedł fakt, że miałam szesnaście lat i byłam w ciąży.
Tak,
miałam pewne zmartwienia i cierpliwość nie zadziałała.
Nie
mogłam powiedzieć mojej macicy - Wiesz, musisz wytrzymać miesiąc, dwa lub
jedenaście, podczas gdy twój tatuś będzie wszystko układał. Potem możesz
kontynuować ciążę.
To
znaczy, mogłabym spróbować, ale nie byłam pewna, czy on lub ona posłucha.
Miałam
od niego ten liścik i nie wiedziałam, co było w środku.
Mógł to
być on, otwierający przede mną swoje serce, przelewający to na papier, bo
chłopcy dziwnie podchodzili do okazywania emocji.
I
Panie, on kochał swojego tatę. Ja też bardzo kochałam mojego tatę, ale
widziałam, że z chłopcami jest inaczej. To było prawie uwielbienie. I to
rozumiałam. Pan Morris był tego rodzaju człowiekiem i takim ojcem.
Zasługiwał
na to.
To mogło
być coś innego.
Nie
miałam czasu czekać. Miałam wystarczająco dużo do przemyślenia, więc nie było
czasu na czekanie.
Rozwinęłam
kartkę.
To, co
przeczytałam, sprawiło, że moje wnętrzności stały się pustką.
Nie
chciałam, ale zmusiłam się, żeby przeczytać to wszystko jeszcze raz.
Tekst.
Piosenka.
„Hurt”
Nine Inch Nails.
Z dopiskiem
na końcu: Skończyliśmy, jeśli wiesz, co
jest dobre dla ciebie, trzymaj się z daleka ode mnie - D
Wiedziałam
dokładnie, co było dla mnie dobre, dlatego chwyciłam telefon leżący na nocnym
stoliku i wybrałam jego domowy numer.
Nikt
nie odebrał.
A
później, gdy zdarzyło się, że panna Dorothea lub jedna z sióstr Dariusza
odebrała telefon, były miłe, brzmiały smutno, ale za każdym razem Darius nie
chciał odbierać moich telefonów.
*****
Przewiń
do przodu - wciśnij Play.
Teraz…
Stanęliśmy
w poczekalni szpitala z Duke’iem i gang tam był.
Cały
gang tam był.
Pomieszczenie
było zatłoczone, zostały tylko miejsca stojące.
Ale nie
miałam w sobie dość siły, żeby ich obejrzeć, poszukać znajomych twarzy.
Jedyne,
o czym mogłam myśleć, to Darius.
I Ally,
która stała przed nami i patrzyła na mojego syna.
- To
twojego ojca - oznajmiła.
Przysunęłam
się blisko mojego chłopca, gdy oczy Liama zrobiły się ogromne i utkwiły je w
zakrwawionej dłoni Ally.
Usłyszałam
westchnienie.
Dorotea.
Cholera.
Nie
wiedziała o Liamie…
Dotychczas.
Cóż,
teraz już wiedziała.
– Nie,
Ally – warknął Eddie.
- Wyłóż
prawdę, kochanie - Zachrypnięty głos Duke’a zachęcił Ally i spojrzała na niego.
Pokiwał głową - Teraz jest czas.
- To
nie jest, kurwa, czas - wycedził Lee.
Uwaga
Ally wróciła do mojego syna.
-
Dotykał mnie zły facet - zadeklarowała - Twój ojciec był już postrzelony w obie
nogi i uderzony w głowę łyżką do opon, ale nadal go zdjął ze mnie. Ledwo tamten
mnie złapał, a twój ojciec podleciał do mnie i odciągnął go. Byłam odurzona.
Nie mogłam się bronić ani mu pomóc. Ale trzymał go z dala ode mnie, nawet gdy
ten dupek go dźgnął nożem. Trzymał go z daleka, dopóki nie nadeszła pomoc.
Wylewała się z niego krew, a on trzymał go z dala ode mnie.
- Ally…
- wyszeptałam, mój głos był pełen bólu, bo czułam ból.
Rozumiałam,
że musiała to zrobić. Nienawidziłam tego, co jej się przydarzyło, ale moją
potrzebą było dowiedzenie się, czy miłość mojego życia przetrwa to wszystko.
Ally
przemówiła nade mną.
- Rozejrzyj
się wokół siebie – Ally nakazała Liamowi - Wszyscy ci ludzie, to… – szarpnęła
zakrwawioną ręką w górę – to twój ojciec - Zwróciła się do mnie - Nie wiem, co
się stało z Eddiem i Lee. Wiem tylko, że jeśli Darius przez to przejdzie,
będzie się trzymał z daleka. Od ciebie. Od swojego syna - Wyciągnęła rękę za
siebie - Od wszystkich.
Zrobiła
krok w naszą stronę. Liam objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, w chwili,
gdy Lee objął Ally ramieniem, aby ją zatrzymać.
- Nie
pozwól mu, proszę – błagała szeptem.
- Zano,
mała pomoc – powiedział Lee na dwie sekundy przed wypuszczeniem Ally.
Zrobił
to, bo ciemnowłosy, przystojny mężczyzna chwycił ją obiema rękami.
Z
ustami przy jej uchu powiedział - W porządku, kochanie, koniec. A teraz chodź,
usiądź ze mną.
- Nie
pozwól mu – powtarzała mi.
Okej,
rozkręcała się.
Miałam
inne rzeczy na głowie, ale to było coś, co mogłam dość łatwo uporządkować.
Tak
więc, zanim zdążyła się odwrócić (lub zostać odciągnięta przez swojego
przystojnego mężczyznę, zaufaj Ally, że zdobyłaby się na pociągnięcie tego),
ruszyłam do przodu i złapałam ją za ręce.
- Rozmawiałam
dziś rano z Liamem i on chce poznać swojego tatę – szepnęłam.
Ally
sprawiała wrażenie nieswojej.
Tak,
jej wielkie przemówienie było skuteczne, ale niepotrzebne.
- No
cóż… to dobrze – mruknęła.
Przechyliłam
głowę na bok i chociaż miałam jeszcze inne, pilniejsze sprawy na głowie,
poczułam, jak na ustach igra mi mały uśmiech, bo to była czysta Ally, i o rany…
Tęskniłam
za nią.
Uścisnęłam
jej dłonie – Widzę, że się nie zmieniłaś.
- Nie -
zgodziła się i jej wzrok powędrował do Liama – Chociaż zazwyczaj nie jestem aż
tak szalona.
Moje
dziecko było mądre. W tym przypadku jego inteligencja pokazała się w tym, że
wyglądał, jakby jej nie wierzył.
- Tak,
jesteś – powiedział Eddie.
Ally
spojrzała na Eddiego.
Potem
jej mężczyzna ją odciągnął, ale ona ścisnęła moje dłonie, zanim mnie puściła.
Spojrzałam
na Dorotheę.
Wpatrywała
się w Liama z twarzą pełną zdumienia zmieszanego z odcieniami bólu.
Będę
musiała zająć się tym później.
Na
razie jednak zwróciłam się do Eddiego.
- Nowiny?
- Zapytałam.
Potrząsnął
głową z ponurym wyrazem twarzy.
Serce
podeszło mi z powrotem do gardła, do miejsca, w którym zamieszkało, odkąd Duke
powiedział nam, co dzieje się w mojej kuchni.
A mój
syn przyciągnął mnie bliżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz