niedziela, 5 maja 2024

1 - Bokser

 

Rozdział 1

Bokser

Rockowe laski - retrospekcja

 

Jakiś czas temu…

- Nie mogę uwierzyć, że zdobyłyśmy bilety na Prince’a – wrzasnęła Ally.

- A najwspanialsze jest to, że zaczyna się od „When Doves Cry”, o rany – wachlowała się Indy.

Starałam się nie świrować.

Sterczałyśmy w księgarni Ellen, babci Indy, w Fortnum. Było tam kilka zniszczonych skórzanych kanap (które były super wygodne) i fotele, więc ludzie mogli odpocząć po zakupie książek i poczytać.

Z boku stało kilka stołów i krzeseł, przy których w tym momencie dwóch starszych chłopaków grało w szachy. W innym ustawiono tablicę do gry w warcaby. I w czystym stylu Ellen, bo babcia Indy szła swoją drogą, na tym ostatnim postawiono Battleship.

- Lee! Zabierzesz nas tam? - krzyknęła Indy w stronę miejsca, gdzie Lee Nightingale, wielka sympatia Indy, siedział z Eddiem Chavezem i Dariusem Tuckerem w fotelach nie blisko, ale nie-tak-daleko.

Lee zachowujący się, jakby nie wiedział, że Indy tam jest (kiedy, spójrzmy prawdzie w oczy, był w Fortnum, ponieważ Indy tam była… nie byłam pewna, co ich rozdzieliło (tak, myślałam, to Lee był głupim chłopcem, ale to musiało się skończyć, bo inaczej oboje ulegliby samozapłonowi), odwrócił głowę w jej stronę.

Darius nie musiał odwracać głowy w naszą stronę. Wpatrywał się we mnie od dłuższej chwili.

Powód, dla którego nie udało mi się nie świrować.

- Nie ma pieprzonej mowy – Lee odpowiedział Indy – Nadal nie otrząsnąłem się z twojego gówna, kiedy pojechałaś na Def Leppard.

Lee miał niewyparzoną buzię. Niestety, był atrakcyjny, ale tylko dlatego, że był seksowny od stóp do głów.

Nie tak seksowny jak Darius i nie lubiłam białych facetów, ale wciąż.

Słyszałam też o tej sprawie z Def Leppard z Indy i Ally oraz o tym, jak Lee, Eddie i Darius zostali wciągnięci (jak to często bywało, bo Indy nie miała dość Lee, Lee nie miał dość Indy, Eddie też nie miał dość splątanej sieci Indy, więc nic dziwnego, że doszło do powikłań). Całe liceum o tym słyszało.

Historia była przezabawna.

Wciąż miałam nadzieję, że na koncercie Prince'a nic podobnego się nie wydarzy. Bardzo lubiłam Indy i Ally. Były zabawne, słodkie i miłe, ale nie byłam typem dziewczyny, która miała skłonności do szaleństw.

Indy i Ally były synonimami szaleństw.

- Mistrz w swoim fachu - Ellen przemknęła obok nas, ubrana w jakieś dziwne, przezroczyste muumuu[1] i opaskę na głowę z frotowego warkocza na czole, a jej delikatne, białe włosy były mglistym cudem fal i loków otaczających całą jej czaszkę, chociaż ich część na czubku została ubita przez opaskę - To znaczy Deep Purple – wyjaśniła.

Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

Tak naprawdę nigdy nie wiedziałaś, co otrzymasz od Ellen. Fortnum było fajnym miejscem do spędzania czasu (chociaż potrzebowali tam stoiska z kawą, fontanny z napojami gazowanymi czy czegoś takiego), a powodem tego była Ellen. Była trochę dziwna, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, i witała wszystkich. Widziałam nawet, jak zaprosiła bezdomnego do środka i wysłała Duke’a, żeby kupił mu kanapkę.

Dzisiaj było to muumuu. W zeszłym tygodniu była to kamizelka z frędzlami, dżinsy i sandały na wysokim obcasie z błyskotkami, które lepiej pasowałyby do kreacji, którą założyłabyś na Oscary.

Chociaż jej frotowa opaska na głowę była zawsze obecna. O ile wiem, miała po jednej w każdym kolorze, pod warunkiem, że był on pastelowy.

Podobało jej się to, że Indy, jej przyjaciele i połowa liceum wisiała w jej księgarni, nawet jeśli nikt z nich nie kupował książek (to znaczy ja kupowałam książki cały czas).

- Ja podrzucę was, dziewczyny, na koncert – zaoferowała Ellen.

Indy wyglądała na zdenerwowaną, bo Lee ją odepchnął, nawet kiedy odpowiedziała - Dzięki, babciu.

Taaa.

Lee zachował się jak palant. A jeśli się nie pozbiera, straci tę dziewczynę.

To znaczy była młodsza od niego, była też młodsza ode mnie, ale nie aż tak dużo młodsza.

Zobaczyłam ruch w stosach i spojrzałam w tamtą stronę.

Był tam Duke, którego ciemne włosy siwiały, a broda wymykała się spod kontroli.

Wstałam, bo był moim dilerem, miał czym handlować i nigdy nie mogłam się oprzeć temu, co stręczył.

Nie patrzyłam na Dariusa, gdy przechodziłam obok miejsca, w którym siedział, bo mogłabym się potknąć lub coś, a to byłoby tak krępujące, że nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić. Nie byłam pewna, czy mama zaakceptowałaby wymówkę - Nie mogę chodzić do szkoły przez następne dwa lata, bo potknęłam się przed gorącym ciachem.

Chociaż zrozumiałaby to, po prostu by tego nie zaakceptowała.

Tata na pewno by tego nie zrobił (i też by tego nie zrozumiał).

Gdy ruszyłam w swoją stronę, Duke odwrócił się i wszedł głębiej między półki z książkami.

Poszłam za nim, myśląc, że uwielbiam zapach Fortnum. Stare książki i kurz, portal do miliona różnych światów, róg obfitości wiedzy.

Właśnie zaczęłam spotykać się z Indy i Ally, głównie dlatego, że zaczęłam spędzać czas w Fortnum, bo tam wisiały dzieciaki.

I kiedy po raz pierwszy tam pojechałam, zakochałam się w tym miejscu.

Teraz było to moje ulubione miejsce na Ziemi.

Duke wszedł w rząd.

P-Q-R-S, fikcja.

Podążyłam za nim.

Kiedy stanęłam przed nim, podniósł rękę i podał mi książkę. 451 stopni Fahrenheita.

Wzięłam ją, mimo że powiedziałam - Czytaliśmy to w szkole we wrześniu ubiegłego roku.

- Przeczytaj to jeszcze raz, jeśli nie będziesz musiała pisać na ten temat pracy semestralnej.

Uśmiechnęłam się do niego - Jest jakaś różnica?

- Jest coś, co czytasz, bo chcesz dostać dobrą ocenę, i jest, co czytasz, bo każda osoba na Ziemi musi to przeczytać i załapać.

Cóż, myślałam, że łapię tę książkę, kiedy ją przeczytałam, ale wtedy go zrozumiałam.

Połączyła nas miłość do słów. Mówiliśmy innym językiem niż pozostali ludzie.

Ponieważ wiedział, że go rozumiem, skinął głową i jak zwykle odszedł (Duke był człowiekiem małomównym, złotoustym, jak się odezwał, miał miliardy do zaoferowania).

Ponieważ to już było w naszym stylu, nie poszłam za nim.

Oparłam się o półki i otworzyłam książkę, wiedząc, co dostanę.

Tym razem był to „Bokser” Simon i Garfunkel[2].

Duke zawsze kładł kartkę z odręcznie napisanymi tekstami piosenek na początku książki, którą mi dawał. Mówił, że poezję można znaleźć wszędzie, trzeba ją tylko poszukać.

Aby udowodnić swoją rację, w jednej z książek, które mi dał, umieścił zrobione kiedyś przez niego zdjęcie jelonka i jego matki w lesie wokół jego chaty w Evergreen. Nie był to najwspanialszy obraz wszechczasów. Ale to była czysta poezja.

Przeczytałam słowa piosenki.

A na samym dole przeczytałam notatkę Duke’a:

Będą cię ciąć, aż zaczniesz krzyczeć.

Zostań bokserem.

Trwaj.

- Hej.

Podskoczyłam, przesunęłam dłonią po książce, notatka wypadła i zatrzepotała na podłogę, ale nie sięgnęłam po nią, bo tam stał Darius Tucker.

Blisko.

- Uch… uch…

O mój Boże!

Dusiłam się. Dlaczego się dusiłam?

Nie mogłam oddychać!

Jego usta wykrzywiły się na końcach, po czym przykucnął, podniósł papier, wyprostował się i podał mi go.

– Upuściłaś to – powiedział.

Ręka mi się trzęsła, kiedy ją chwyciłam i wydusiłam z siebie - Ta.

Spuścił wzrok i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie puścił kartki.

Oznaczało to, że on trzymał palce na papierze i ja trzymałam palce na papierze, co dla będącego tylko dwa kroki od nas wyglądać mogło, jakbyśmy trzymali się za ręce!

- Co to jest? – zapytał.

- Co?

Pochylił głowę nad kartką, a ja przestałam nadążać za tym, co się działo, biorąc pod uwagę, że jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, jak gładka wydawała się jego skóra, jak ciepłe i pełne duszy były jego brązowe oczy, na jak długie i kręcone wyglądały jego rzęsy, jak pięknie uformowana były jego wargi.

Delikatnie pociągnął za papier - To.

– Co?

Uśmiechnął się szeroko i biało, przez co jego wyraziste oczy zwęziły się, a kości policzkowe wyskoczyły.

Okej… umm…

Co się działo z moimi nogami? Miałam problemy ze staniem.

– Malia?

– Hm?

- Nic ci nie jest?

- M-m.

O Boże! Znowu się dusiłam!

Wyciągnął mi papier z palców i spojrzał na niego.

– Znam tę piosenkę – powiedział.

Nic nie powiedziałam, bo całą swoją uwagę musiałam skupić na tym, żeby nie zemdleć.

- Dlaczego Duke daje ci teksty piosenek? – zapytał.

Nie odpowiedziałam, bo nie mogłam.

I… Okej, to było głupie.

Musiałam się pozbierać.

Indy nie stałaby tutaj jak kretynka, nie mamrotałaby i nie walczyłaby o oddech.

Ally prawdopodobnie już by go pocałowała, żeby nie miał złudzeń, że jest w nim zakochana.

Potrząsałam głową na boki, żeby się otrząsnąć i odpowiedziałam - To poezja. Daje mi rzeczy, które zmuszają mnie do myślenia, no wiesz, do rozszyfrowania tego. Zastanowienia się, o co w tym chodzi.

Mimo że włożyłam ogromny wysiłek, aby połączyć kilka słów w całość, nie byłam pewna, czy mnie słuchał.

Wiedziałam, że nie słuchał, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy, gdy znów na mnie spojrzał.

- Kto cię ciął, dopóki nie zaczęłaś krzyczeć? - warknął.

O mój...

Nigdy nie słyszałam, żeby chłopak warczał.

Kiedy słyszałam to, coś się działo w innych obszarach mojego ciała, nie tylko w nogach i mojej zdolności do dostarczania im tlenu. To coś było bardzo przyjemne, a jednocześnie całkowicie przerażające.

- Nikt. To po prostu… życie. Życie… Nie przyjrzałam się jej dobrze i nie jestem pewna, czy znam tę piosenkę, ale z tego, co widziałam, jest ona o życiu. Wiesz, bycie silnym jak bokser, kiedy życie cię uderza. Hm, tak myślę.

Znów podał mi kartkę, tym razem puszczając ją, gdy ją brałam.

- Nikt nie będzie cię ciął – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

- Życie jest życiem, Darius – szepnęłam, po czym na wszelki wypadek wzruszyłam ramionami.

Czy wyglądałam jak wzruszająca ramionami kretynka?

Wyglądałam jak kretynka wzruszająca ramionami.

Nie powinnam była wzruszać ramionami.

Niech ktoś mnie zabije!

- Nigdy nie będziesz musiała być bokserką, Malia.

To zostało powiedziane łagodnie, ale z mocą i to wywołało dziwne emocje w moim sercu.

Jedyne, co przyszło mi do głowy, to powiedzieć - Okej.

– Pójdziesz na randkę? – zapytał.

Na to można było powiedzieć tylko jedno.

– Okej – powtórzyłam.

Dariusz ponownie się uśmiechnął.

Znowu prawie zemdlałam (teraz dostawałam te wszystkie bzdury z romansów, które najwyraźniej wcale nie były bzdurami, ojej!)

Nie zemdlałam.

Trzymałam się.

I odwzajemniłam uśmiech.

*****

Zbliżyliśmy się do szczytu i, gdy ja nadal udawałam, że wędrówka mnie nie zabijała, Darius, który był kilka kroków przede mną (i wcale nie oddychał ciężko!), zatrzymał się i spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem na ustach.

- Oto jest – powiedział, po czym odwrócił głowę, aby spojrzeć ponad grzbietem.

Zatrzymałam się obok niego i początkowo nie patrzyłam tam, gdzie on patrzył.

Patrzyłam na niego.

To była nasza pierwsza randka. Zabrał mnie w góry. A jeśli duży plecak i mała lodówka, którą niósł, wskazywały na to, że mieliśmy urządzić piknik.

Przynajmniej miałam nadzieję, że urządzimy sobie piknik. Trasa była długa i w większości pod górę.

Byłam cheerleaderką. To nie tak, że nie byłam w formie.

Ale… kurczę.

Poważnie, ta wysokość nie była żartem.

Teraz byłam głodna, podekscytowana, że w końcu dotarliśmy, jeszcze bardziej podekscytowana tym, że droga powrotna wiodła w dół, a jednocześnie z tym wszystkim podekscytowana tym, że byłam z Dariusem, mając w tym samym czasie nadzieję, że ogromny wysiłek, jaki włożyłam tego ranka w przygotowania, nie poszedł na marne.

Podczas jednej z naszych pięciu (tak pięciu, w mniej niż tyle dni!) rozmów telefonicznych, odkąd w Fortnum zaprosił mnie na randkę, Darius ostrzegł mnie, że na naszą randkę muszę założyć wygodne ubranie. Powiedział mi, że jedziemy w góry, że trasa ma nieco ponad milę i będzie wymagała pewnego wysiłku.

Chociaż na pierwszy rzut oka brzmiało to romantycznie, cholernie trudniej było wymyślić, w co się ubrać na taką randkę.

Było to tak trudne, że moja siostra Lena i najlepsza przyjaciółka Toni przez dwie godziny odrzucały stroje, które przymierzałam, dopóki nie znalazłam tego odpowiedniego.

Zdecydowałyśmy się na dżinsowe szorty i śliczny pomarańczowy top ze złotym wzorem. Był zebrany przy wysokim stanie i podtrzymywany paskiem spaghetti biegnącym przez przód i do tyłu materiału.

Włosy miałam wyprostowane i skręciłam je w niby-niechlujny kok. Ale martwiłam się, że kosmyki włosów wokół mojej twarzy, które tak ostrożnie odłożyłam, teraz się odeszły i stały się kręcone, przez co wszystko wyglądało po prostu niechlujnie.

Ponieważ Darius nie przestawał patrzeć na to, co było „tutaj”, odwróciłam głowę w tamtą stronę.

I wstrzymałam oddech.

Przede mną rozciągała się szeroka niecka, otoczona górskimi szczytami i wypełniona dzikimi kwiatami.

- O, mój Boże – szepnęłam z szacunkiem.

- Hank to znalazł – powiedział mi Darius.

Hank był starszym bratem Lee Nightingale’a, facetem, którego wszyscy znali, nawet jeśli już skończył szkołę, bo był a) utalentowanym sportowcem, b) niezwykle słodki i c) przystojny, więc był też d) bardzo popularny.

Hank był także przeciwieństwem bad boy’a Lee. Doskonałe oceny. Idealny chłopak (podobno). Chłopak z sąsiedztwa. Dobry facet.

- Cały czas się tu wspinamy – kontynuował Darius.

- Tu jest niesamowicie – powiedziałam mu.

Wziął mnie za rękę, a ja spojrzałam na niego.

- Chodźmy - powiedział cicho, jego wzrok był skierowany na mnie w taki sposób, że nagle nie obchodziło mnie, czy kosmyki wokół mojej twarzy zrobiły się zbyt napuszone.

Właściwie, sposób, w jaki na mnie patrzył, sprawiał, że czułam się taka piękna, jaką zawsze wiedziałam, że byłam, niezależnie od tego, jak wyglądały moje włosy, strój czy cokolwiek innego.

Mogłabyś wpadać w delirium wywołane dokuczliwą grypą, być spocona i mieć zatkany nos, z nieświeżym oddechem i z chrapliwym, dokuczliwym kaszlem, a Darius patrzyłby na ciebie w ten sposób.

Nie.

Patrzył na mnie w ten sposób.

O mój…

Poprowadził mnie do miejsca pomiędzy osikami, gdzie wiatr przesiewał liście wielkości srebrnego dolara, tworząc rodzaj delikatnej muzyki, która była idealną ścieżką dźwiękową do tej przygody.

Tam odkryłam, że miałam rację, kiedy zdjął plecak i odłożył lodówkę. Wyciągnął koc i rozłożył go na ziemi, po czym gestem nakazał mi usiąść.

Usiadł ze mną, a z lodówki wyciągnął napoje gazowane, butelki wody, kanapki, a z plecaka wyszła duża paczka chipsów i trochę domowych ciasteczek.

Pamiętał nawet o zabraniu serwetek.

- Mama zrobiła dla nas ciasteczka – powiedział, kładąc je na kocu.

Okej, więc może mama przypomniała mu, żeby zabrał ze sobą serwetki.

Ale kiedy się tym podzielił, poczułam coś dziwnego. Dziwnego i pięknego.

Bo powiedział to nie dlatego, że to był po prostu fakt, czy z jakimś niuansem tego, żeby był zawstydzony tym, że mama zrobiła mu ciasteczka na randkę, ale jakby był z tego dumny.

Wtedy to mnie uderzyło. To był jeden z powodów, dla których go lubiłam (poza tym, że był taki uroczy i wysoki, a jego rzęsy były takie idealne).

Po prostu wiedział, kim jest.

Ja nie miałam pojęcia, kim byłam. Nie znałam nikogo w naszym wieku, kto wiedziałby, kim był.

Ale Darius to wiedział.

Znał idealne miejsce na pierwszą randkę, kochał swoją mamę i nie obchodziło go, kto o tym wie.

Ze mną, gdy miałam takie myśli, coś się zadziało. Coś gwałtownego, przerażającego i cudownego jednocześnie, ale nie czułam tego, bo chodziłam z najsłodszym, najpopularniejszym chłopakiem w szkole.

- To miłe – odpowiedziałam, ale mój głos był ochrypły od tego, co pomyślałam i tego, co czułam.

Uśmiechnął się do mnie, po czym rozpakował kanapkę.

Ugryzł, przeżuł, przełknął, po czym ponownie spojrzał na mnie, gdy przeżuwałam swój własny kęs - Chcę, żebyś wiedziała, że tylko Lee, Eddie, Hank i ja przychodziliśmy tutaj.

Innymi słowy, to nie było jego zwykłe miejsce na randkę, gdzie zabierał dziewczyny, aby zaimponować im swoją romantyczną wrażliwością i umiejętnościami pakowania piknikowego, próbując dostać się do ich majtek.

To było miejsce dla niego i jego kumpli.

I mnie.

Panie.

Oto one: więcej rzeczy, które czułam. Dużo więcej. O wiele więcej.

I wszystkie były niesamowite.

- Och – tylko tyle przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć.

- Tak - odpowiedział, z uśmiechem nadal na ustach, a w jego głosie zabrzmiała żartobliwość - Och.

- To jest piękne – powiedziałem mu.

– Wiem – powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.

Zacisnęłam usta, bo nie mówił o łące, a wiedząc, że wcześniej miałam rację, że Darius uważał mnie za piękną, wepchnęłam się na szczyt moich uczuć i to uczucie było niesamowite.

- Jedz – zachęcał – żebyśmy mogli zająć się fajnymi rzeczami.

Nie byłam pewna, co uważał za „fajne rzeczy”.

Po prostu wiedziałam, z poczuciem, które było dzikie, przerażające i cudowne, że, cokolwiek to było, chciałam to zrobić z Dariusem.

*****

„Fajna rzecz” – jak się okazało – polegała na leżeniu na plecach i obserwowaniu przepływających chmur.

Możesz nie myśleć, że to była zabawa… jako taka.

Ale leżałam na plecach obok Dariusa, z naszymi palcami splecionymi i spoczywającymi tam, gdzie je pociągnął, na jego płaskim brzuchu, z naszymi ramionami złączonymi razem i obydwoma kolanami ugiętymi (a on od czasu do czasu poruszał nogą i uderzał w moje, co było urocze i elektryzujące jednocześnie), więc rozmowa i obserwowanie przepływających chmur to był najlepszy czas, jaki kiedykolwiek przeżyłam.

- Kiedykolwiek próbowałeś zobaczyć rzeczy w chmurach? - Zapytałam - Jak smoki czy słonie?

- Widzisz coś takiego?

Uniosłam wolną rękę (ponieważ od razu do góry nie puściłam jego, nie było mowy, nie było jak) i wskazałam - No cóż, ta wygląda trochę jak T-Rex.

- Która?

Zatoczyłam palcem koło - Ta.

– Nie widzę tego.

Odwróciłam głowę na kocu i spojrzałam na jego profil – Może zmrużysz oczy?

Zmrużył oczy. To też było urocze.

Zaczęłam chichotać.

Odwrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć, jego usta poruszały się, jakby walczył z uśmiechem, zanim zapytał - Czy ty sobie ze mnie żartujesz?

– Nie – skłamałam - Całkowicie widzę dinozaura.

Coś zmieniło się w jego oczach i nagle puścił moją rękę, odwrócił się na bok i podniósł się na przedramieniu.

Po raz drugi na tej górze wstrzymałam oddech, tym razem z powodu wyrazu jego twarzy.

– Całowałaś się kiedyś, Malia? – zapytał miękkim głosem.

Podobał mi się ton jego głosu, ale…

Uch…

Byłam taka pewna!

- Nie jest to moja pierwsza randka, Dariusie Tucker – odpowiedziałam.

Mam na myśli, naprawdę.

Czy myślał, że nie żyłam, dopóki nie podszedł do mnie w tym rzędzie w Fortnum?

- Nie, mam na myśli odpowiednio pocałowana – odpowiedział.

Och, teraz naprawdę wiedziałam, co miał na myśli.

Odwróciłam się i również podniosłam się na przedramieniu.

- Jesteś seksowny i w ogóle, ale to nie zmierza w tym kierunku– powiedziałam mu.

Ponieważ, uch! to była nasza pierwsza randka! Czując, jak coś miażdży moją klatkę piersiową w sposób powodujący prawdziwy ból fizyczny, zasugerowałam - Może powinniśmy wrócić z powrotem na dół.

– Źle mnie zrozumiałaś – stwierdził.

- Tak? – zapytałam, ale nie czekałam na jego odpowiedź. Rozkazałam - Więc wyjaśnij.

Potrząsnął głową, odwrócił wzrok, a potem z powrotem na mnie – Chyba pytam, czy mogę cię pocałować.

Nie spodziewając się tego, zagapiłam się na niego.

- Jeśli nie jesteś gotowa, mogę poczekać, aż będziesz – dodał pośpiesznie – Ale naprawdę chciałbym…

Nie dokończył, bo pochyliłam się i go pocałowałam.

To było cnotliwe, bez języka.

Następnie nie było to nic cnotliwego, znów leżałam na plecach na kocu, klatka piersiowa Dariusa przylegała do mojej i było dużo języka, a z moim ciałem działo się jeszcze więcej.

Dzień był ciepły, ale mi nie było ciepło.

Było mi gorąco.

Płonęłam, gdy wiatr szeptał w osikach, a język Dariusa bawił się w moich ustach.

To było idealne uczucie.

Ponieważ było idealnie.

Ale Darius nawet nie próbował zdobyć drugiej bazy. Przerwał pocałunek, kładąc dłoń na mojej twarzy, podnosząc głowę i przesuwając kciukiem po moich ustach.

Ten gest był równie słodki, jak prośba o pocałunek.

- Prawdopodobnie powinniśmy już przestać – szepnął.

Miałam problemy z oddychaniem.

Więc miał rację.

- Chcesz wracać? - zaoferował - Czy jeszcze obserwować chmury?

Chciałam się więcej całować, ale nie zaproponował mi takiej opcji.

Wzięłam więc to, czego w tamtym momencie pragnęłam najbardziej na świecie.

- Chmury.

Uśmiechnął się.

– W każdym razie nie jedliśmy jeszcze ciastek twojej mamy – zauważyłam.

- Masz rację – zgodził się - Chcesz się przejść i uzyskać inny widok?

Nie chciałam opuszczać tego miejsca do końca życia.

Pokręciłam głową.

Ułożył się z powrotem, przesunął swoje palce przez moje i ponownie położył nasze ręce na swoim brzuchu.

– W takim razie zostaniemy tutaj – mruknął.

To był pierwszy raz, kiedy Darius Tucker dał mi to, czego chciałam, i zrobił to bez dyskusji, bez wahania.

I był daleki od ostatniego.

*****

Darius chwycił moje nadgarstki i pociągnął moje dłonie ze swoich pleców pomiędzy nas.

To był wyczyn, biorąc pod uwagę, że leżał na mnie na kanapie w pokoju wypoczynkowym jego rodziców (który kiedyś był ich garażem).

- Kochanie – powiedział po tym, jak oderwał swoje usta od moich, brzmiąc, jakby się czymś dławił, a jednocześnie brzmiał, jakby starał się nie śmiać.

– Dlaczego mnie powstrzymałeś? – zapytałam, brzmiąc na zirytowaną i rzeczywiście taka byłam.

Robił to ilekroć zaczynaliśmy docierać do dobrej części!

Dotknął swoimi ustami moich, podniósł głowę i stwierdził - Malia, nie zamierzam mieć naszego pierwszego razu na starej, brudnej kanapie w garażu moich rodziców.

To był jego ciągły refren, odkąd powiedziałam mu, że jestem dziewicą (a zdarzyło się to na naszej pierwszej randce, pod chmurami, kilka godzin po naszym pierwszym pocałunku, kiedy rozmawialiśmy o wszystkim, cóż… pod chmurami, a to było miesiące temu).

- Wrrrr – warknęłam, wyginając szyję i patrząc na oparcie kanapy.

– A co powiesz na to? – wymamrotał, teraz brzmiąc, jakby próbował się nie roześmiać.

Ale nie zwracałam uwagi na to, jak brzmiał.

Zwracałam uwagę na to, co robiła jego ręka, na to, jak schodziła po moim brzuchu, w stronę paska moich dżinsów, a także w stronę mojej…

– Darius – szepnęłam.

Znów dotknął swoimi ustami moich, ale nie odszedł daleko, gdy powiedział mi - Wrócimy na łąkę.

Jego dłoń znalazła się wewnątrz moich dżinsów.

– I zabiorę nam jakieś fantazyjne gówno do jedzenia – ciągnął, zakrzywiając palce.

Tym razem moja szyja wygięła się w łuk z innego powodu.

Całował mnie w szyję, a jego palce...

Jego palce…

Czyniły magię.

Jego usta były teraz przy moim uchu - I znów będziemy patrzeć, jak przepływają chmury. A kiedy już to zrobimy, tak jak ostatnim razem, porozmawiamy o wszystkim, o czym jest do omówienia…

Wiłam się pod nim, czując to, moje mięśnie na dole falowały, moje piersi wydawały się ciężkie, sutki mrowiły, a on nawet ich nie dotknął.

Byłam już blisko. Słyszałam o nich – o orgazmach – ale nigdy ich nie doświadczyłam, a sposób, w jaki poruszały się jego palce i wywierany przez niego nacisk, był nie tylko dobry.

Był wszystkim.

- Wtedy powiem ci, że cię kocham, a potem będę się z tobą kochać – szepnął mi do ucha, gdy to się stało.

Doszłam po raz pierwszy… dla Dariusa.

Zaczęłam krzyczeć, ale on mnie pocałował, więc wszystko, co czułam, wszystko, co mi dał, zostało połknięte przez jego usta, wciągnięte głębiej przez jego język.

To było fenomenalne.

Jego ręka zniknęła, kiedy to się skończyło, ale było tak, jakby wyczuł, że przepłynęło przeze mnie, bo w idealnym momencie przekręcił nas, tak że byłam owinięta niczym kokonem pomiędzy oparciem kanapy a Dariusem.

Byłam tu wcześniej (dużo się całowaliśmy, dużo się też przytulaliśmy) i było to moje drugie ulubione miejsce (moim pierwszym ulubionym miejscem było to, gdzie byłam dziesięć sekund temu, a moim nowym pierwszym ulubionym miejscem dla dłoni Dariusa było tam, gdzie była trzydzieści sekund temu).

Ale nawet kiedy miałam swój pierwszy orgazm, podarowany mi przez Dariusa Tuckera, mojego chłopaka, najlepszego chłopaka w historii, najsłodszego, najbardziej troskliwego, kochającego, dokuczającego, niesamowitego chłopaka wszechczasów…

Utknęłam w tym, co powiedział, kiedy mi to dał.

- Kochasz mnie? - Zapytałam.

- Kocham twoje duże, czekoladowe oczy. I kocham twoją spiczastą brodę.

Uch.

- Nie mam spiczastej brody. Moja twarz jest owalna.

- Masz piękną brodę – mruknął, zanim ją pocałował - Nadal jest spiczasta.

– Nieważne – wymamrotałam.

- I kocham to to, jaka jesteś niska – kontynuował.

Na miłość boską.

- Nie jestem niska, jestem przeciętna – powiedziałam mu, choć szczerze mówiąc, może byłam trochę w dolnej granicy – Chodzi o to, że ty jesteś wysoki.

- Tak... niska dla mnie. Wciąż niska – zażartował.

Nacisnęłam go na ramiona (choć trzeba zaznaczyć, że robiłam to bez przekonania).

– Darius, bądź poważny.

Kiedy znów spojrzał mi w oczy, moje serce stanęło.

Ponieważ mówił poważnie.

Śmiertelnie poważnie.

- Kocham twój idealny nos, grubą dolną wargę i kształt brwi – kontynuował.

Nie powiedziałabym, że moja dolna warga była „gruba”, raczej „pełna” (chociaż nawet mi podobał się łuk moich brwi, był niesamowity). Ale nie miałam zamiaru mu przeszkadzać.

Nie było mowy.

Zatem ciągnął dalej.

- I twoją cudowną skórę, twój ogromny uśmiech i fakt, że używasz słów takich jak „alkowa” i „wszechmocny”, o których nikt inny nie wie, co one, do cholery, znaczą.

Zaczęłam się śmiać, mimo że chciałam płakać.

Darius nie skończył mówić.

- I uwielbiam sposób, w jaki dogadujesz się z moimi siostrami, mimo że są wrzodami na tyłkach, a kiedy już skończysz, zawsze pomagasz mamie przy obiedzie, a potem siadasz i słuchasz, jak tata opowiada o Górach Skalistych lub Nuggetsach czy o czymś, jakby cię to obchodziło, kiedy cię to nie obchodzi.

Trzeba przyznać, że nie przepadałam za sportem.

Ale kochałam tatę Dariusa, a on przepadał, więc tak było.

– Darius – szepnęłam.

- Ale, dopóki nie znajdziemy się pod chmurami lub gwiazdami, lub kiedy nie przestaniemy rozmawiać, nie powiem ci, że jeszcze w tobie kocham to, że zawsze mamy o czym porozmawiać.

Okej, można było śmiało powiedzieć, że to czułam.

Czując wszystko.

Wiedziałam, co mój tata powiedziałby na temat moich uczuć. Powiedziałby, że to było za wcześnie, mieć szesnaście lat i znaleźć faceta swoich marzeń, z którym wiesz, że chcesz spędzić resztę życia.

Moja mama też by tak powiedziała.

(Lena by tego nie zrobiła, uwielbiała Dariusa i już mi powiedziała, że chce go jako swojego brata.)

Ale wiedziałam to.

Wiedziałam to teraz i dziesięć minut temu i kiedy w zeszłym tygodniu tak mocno mnie łaskotał, prawie doszło do katastrofy, bo byłam bliska zsikania się w majtki.

I kiedy pomógł mojemu tacie, który nie miał synów, ale zaczął traktować Dariusa jak syna, we wstawieniu naszych nowych szafek kuchennych.

I kiedy Darius zabrał mnie na wystawną kolację z okazji naszej pierwszej miesięcznicy.

I znowu w naszą dwu-miesięcznicę (rozumiesz to).

I na naszej pierwszej randce wśród polnych kwiatów.

I wszystkie chwile pomiędzy tym.

Wiedziałam.

Być może nie wiedziałam wszystkiego o sobie, kim jestem i kim będę.

Po prostu wiedziałam, że kimkolwiek będę, będę z Dariusem.

- Więc tak, to będzie wyjątkowe – podsumował - Kiedy to powiem i kiedy to robimy.

- Okej - Moja odpowiedź była miękka.

W odpowiedzi jego uśmiech był delikatny.

Ze zdumieniem dotknęłam go palcami, mimo że widziałam to już wcześniej. To było po prostu cudowne.

Podniosłam na niego wzrok. – Ale czy ja mogę to powiedzieć teraz?

Jego ramiona wokół mnie zacisnęły się mocniej i potrząsnął głową.

Ale powiedział - Nie musisz tego mówić, kochanie. Cały czas to pokazujesz.

Okej, popłynęły łzy.

Kiedy więc powiedziałam - Próbuję, zabrzmiało to ochryple.

– Udaje ci się – zapewnił.

Cieszyłam się. Tak bardzo się cieszyłam, że wiedział, że go kochałam. Zasłużył na to. I na więcej.

Na wszystko, co mogłam mu dać, bo wszystko było jego.

Aby to zakomunikować, pocałowałam go.

Odwzajemnił mój pocałunek i zakończył to, zanim stało się to zbyt trudne dla nas obojga (widzisz? Irytujące!).

A potem przytulaliśmy się na kanapie i obejrzeliśmy film.

Nie zwracałam większej uwagi na film.

Cieszyłam się, że to będzie moje życie. Ja i Darius, rozmowy, całowanie, telewizja i wieczorne wyjścia, rodzina i przyjaciele, i świadomość, że Darius miał rację, tam w rzędach Fortnum, kiedy powiedział mi, że nic mnie nigdy nie zrani.

Znalazłam go i zrobiłam to wcześnie.

Więc w głębi duszy wiedziałam, że nic nigdy się nie stanie.

Nie, to nie było tak.

Odnaleźliśmy siebie nawzajem, więc mieliśmy wszystko.

I wiedziałam, leżąc w jego ramionach, czując jego długie, silne ciało za moimi, czując go wokół siebie, że zawsze tak będziemy.

*****

Niedługo potem…

– Malia, kochanie, zejdź na dół. Musimy jechać – zawołała mama.

Nie chciałam iść.

Naprawdę, naprawdę nie chciałam iść.

Ale musiałam iść.

Najpierw jednak musiałam zająć się czymś innym.

Siedziałam przy biurku, na górze leżała kartka, którą Duke dał mi w Fortnum, co wydawało się, że było to wieki temu, obok był otwarty mój notatnik i przepisywałam słowa piosenki.

I tak jak zrobił to Duke, napisałam na dole:

Będą cię pociąć, dopóki nie zaczniesz krzyczeć.

Bądź bokserem.

Trwaj.

Ale skończyłam z:

Jestem tu dla ciebie, zawsze.

Zawsze cię kocham, Malia

Wyrwałam kartkę z notesu, złożyłam ją tak, aby była niewielka i wsunęłam do torebki.

Następnie zeszłam po schodach, aby udać się z rodzicami na pogrzeb taty Dariusa.

*****

Tydzień później…

Wiedziałam, że Ally tego nie chciała, ale zrobiła to.

Tego dnia przekazała mi notatkę na korytarzu w szkole, a wyraz jej twarzy mówił wszystko.

Nie potrzebowałam tego wyrazu jej twarzy. Poczułam to. Wszyscy to zrobiliśmy.

Ojciec Dariusa, Morris, został zamordowany.

To było nie do pomyślenia. Horrendalne.

I nic dziwnego, ci dwaj byli dokładnie do siebie podobni, byli bardzo blisko, Darius był jabłkiem, które dumnie trzymało się blisko drzewa Morrisa, więc to rozerwało Dariusa na strzępy.

Znałam charakter pisma, jakie zobaczyłam na zewnątrz, skosy i zawijasy, które tworzyły moje imię, więc wiedziałam, że nie mogę go otworzyć, aż do teraz.

Wróciłam ze szkoły, do swojego pokoju.

Odszedł ode mnie, co było złe, biorąc pod uwagę, że byłam w ciąży z naszym dzieckiem.

Tak, wróciliśmy na łąkę… i potem trochę więcej razy.

Mama nie wiedziała o ciąży… jeszcze.

Tata też nie… jeszcze.

Darius też o tym nie wiedział… jeszcze.

Najwyraźniej nikt z nich nie wiedział, że znajdę sposób. Zamierzałam to rozgryźć. Nosiłam nasze dziecko. Dziecko, które razem stworzyliśmy, pośród jego słodyczy i pocałunków, które sprawiały, że się rozpływałam, czułych żartów i miłości w jego oczach, gdy patrzył na mnie, jakby nie było innej dziewczyny na całym świecie i miał być moim schronieniem przed każdą burzą, dopóki nie umrę…

Przynajmniej nie wiedzieli… jeszcze.

Ale rozmawiałam z mamą o Dariusie i o tym, jak się zamknął, udał się w ciemne, przerażające miejsce.

- Żałoba, kochanie, to paskudna sprawa – powiedziała mama - Wiem, że ty też opłakujesz pana Morrisa. Był dobrym człowiekiem. Jednak trzeba szukać cierpliwości. Darius znajdzie drogę.

Nie byłam tego pewna. Od tego dnia między półkami w Fortnum spędzaliśmy razem tyle czasu, ile mogliśmy, a jeśli nie mogliśmy być razem, rozmawialiśmy przez telefon o znanych nam ludziach, marzeniach, planach, które mieliśmy i co musieliśmy zrobić, aby je urzeczywistnić i co do siebie czuliśmy.

Znałam go całkiem dobrze.

I to nie był on. Ta płaskość. Pustka. Kipiący gniew ledwo skrywał się pod powierzchnią.

A do tego doszedł fakt, że miałam szesnaście lat i byłam w ciąży.

Tak, miałam pewne zmartwienia i cierpliwość nie zadziałała.

Nie mogłam powiedzieć mojej macicy - Wiesz, musisz wytrzymać miesiąc, dwa lub jedenaście, podczas gdy twój tatuś będzie wszystko układał. Potem możesz kontynuować ciążę.

To znaczy, mogłabym spróbować, ale nie byłam pewna, czy on lub ona posłucha.

Miałam od niego ten liścik i nie wiedziałam, co było w środku.

Mógł to być on, otwierający przede mną swoje serce, przelewający to na papier, bo chłopcy dziwnie podchodzili do okazywania emocji.

I Panie, on kochał swojego tatę. Ja też bardzo kochałam mojego tatę, ale widziałam, że z chłopcami jest inaczej. To było prawie uwielbienie. I to rozumiałam. Pan Morris był tego rodzaju człowiekiem i takim ojcem.

Zasługiwał na to.

To mogło być coś innego.

Nie miałam czasu czekać. Miałam wystarczająco dużo do przemyślenia, więc nie było czasu na czekanie.

Rozwinęłam kartkę.

To, co przeczytałam, sprawiło, że moje wnętrzności stały się pustką.

Nie chciałam, ale zmusiłam się, żeby przeczytać to wszystko jeszcze raz.

Tekst.

Piosenka.

„Hurt” Nine Inch Nails.

Z dopiskiem na końcu: Skończyliśmy, jeśli wiesz, co jest dobre dla ciebie, trzymaj się z daleka ode mnie - D

Wiedziałam dokładnie, co było dla mnie dobre, dlatego chwyciłam telefon leżący na nocnym stoliku i wybrałam jego domowy numer.

Nikt nie odebrał.

A później, gdy zdarzyło się, że panna Dorothea lub jedna z sióstr Dariusza odebrała telefon, były miłe, brzmiały smutno, ale za każdym razem Darius nie chciał odbierać moich telefonów.

*****

Przewiń do przodu - wciśnij Play.

Teraz…

Stanęliśmy w poczekalni szpitala z Duke’iem i gang tam był.

Cały gang tam był.

Pomieszczenie było zatłoczone, zostały tylko miejsca stojące.

Ale nie miałam w sobie dość siły, żeby ich obejrzeć, poszukać znajomych twarzy.

Jedyne, o czym mogłam myśleć, to Darius.

I Ally, która stała przed nami i patrzyła na mojego syna.

- To twojego ojca - oznajmiła.

Przysunęłam się blisko mojego chłopca, gdy oczy Liama zrobiły się ogromne i utkwiły je w zakrwawionej dłoni Ally.

Usłyszałam westchnienie.

Dorotea.

Cholera.

Nie wiedziała o Liamie…

Dotychczas.

Cóż, teraz już wiedziała.

– Nie, Ally – warknął Eddie.

- Wyłóż prawdę, kochanie - Zachrypnięty głos Duke’a zachęcił Ally i spojrzała na niego. Pokiwał głową - Teraz jest czas.

- To nie jest, kurwa, czas - wycedził Lee.

Uwaga Ally wróciła do mojego syna.

- Dotykał mnie zły facet - zadeklarowała - Twój ojciec był już postrzelony w obie nogi i uderzony w głowę łyżką do opon, ale nadal go zdjął ze mnie. Ledwo tamten mnie złapał, a twój ojciec podleciał do mnie i odciągnął go. Byłam odurzona. Nie mogłam się bronić ani mu pomóc. Ale trzymał go z dala ode mnie, nawet gdy ten dupek go dźgnął nożem. Trzymał go z daleka, dopóki nie nadeszła pomoc. Wylewała się z niego krew, a on trzymał go z dala ode mnie.

- Ally… - wyszeptałam, mój głos był pełen bólu, bo czułam ból.

Rozumiałam, że musiała to zrobić. Nienawidziłam tego, co jej się przydarzyło, ale moją potrzebą było dowiedzenie się, czy miłość mojego życia przetrwa to wszystko.

Ally przemówiła nade mną.

- Rozejrzyj się wokół siebie – Ally nakazała Liamowi - Wszyscy ci ludzie, to… – szarpnęła zakrwawioną ręką w górę – to twój ojciec - Zwróciła się do mnie - Nie wiem, co się stało z Eddiem i Lee. Wiem tylko, że jeśli Darius przez to przejdzie, będzie się trzymał z daleka. Od ciebie. Od swojego syna - Wyciągnęła rękę za siebie - Od wszystkich.

Zrobiła krok w naszą stronę. Liam objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, w chwili, gdy Lee objął Ally ramieniem, aby ją zatrzymać.

- Nie pozwól mu, proszę – błagała szeptem.

- Zano, mała pomoc – powiedział Lee na dwie sekundy przed wypuszczeniem Ally.

Zrobił to, bo ciemnowłosy, przystojny mężczyzna chwycił ją obiema rękami.

Z ustami przy jej uchu powiedział - W porządku, kochanie, koniec. A teraz chodź, usiądź ze mną.

- Nie pozwól mu – powtarzała mi.

Okej, rozkręcała się.

Miałam inne rzeczy na głowie, ale to było coś, co mogłam dość łatwo uporządkować.

Tak więc, zanim zdążyła się odwrócić (lub zostać odciągnięta przez swojego przystojnego mężczyznę, zaufaj Ally, że zdobyłaby się na pociągnięcie tego), ruszyłam do przodu i złapałam ją za ręce.

- Rozmawiałam dziś rano z Liamem i on chce poznać swojego tatę – szepnęłam.

Ally sprawiała wrażenie nieswojej.

Tak, jej wielkie przemówienie było skuteczne, ale niepotrzebne.

- No cóż… to dobrze – mruknęła.

Przechyliłam głowę na bok i chociaż miałam jeszcze inne, pilniejsze sprawy na głowie, poczułam, jak na ustach igra mi mały uśmiech, bo to była czysta Ally, i o rany…

Tęskniłam za nią.

Uścisnęłam jej dłonie – Widzę, że się nie zmieniłaś.

- Nie - zgodziła się i jej wzrok powędrował do Liama – Chociaż zazwyczaj nie jestem aż tak szalona.

Moje dziecko było mądre. W tym przypadku jego inteligencja pokazała się w tym, że wyglądał, jakby jej nie wierzył.

- Tak, jesteś – powiedział Eddie.

Ally spojrzała na Eddiego.

Potem jej mężczyzna ją odciągnął, ale ona ścisnęła moje dłonie, zanim mnie puściła.

Spojrzałam na Dorotheę.

Wpatrywała się w Liama z twarzą pełną zdumienia zmieszanego z odcieniami bólu.

Będę musiała zająć się tym później.

Na razie jednak zwróciłam się do Eddiego.

- Nowiny? - Zapytałam.

Potrząsnął głową z ponurym wyrazem twarzy.

Serce podeszło mi z powrotem do gardła, do miejsca, w którym zamieszkało, odkąd Duke powiedział nam, co dzieje się w mojej kuchni.

A mój syn przyciągnął mnie bliżej.


 



[1] Muumuu to tradycyjna hawajska sukienka, często niepowtarzalna, bo wykonana ręcznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz