Epilog
Na chmurze
Nalewałam kawę, kiedy tylnymi drzwiami
wszedł Darius ze stosem pudełek pączków od LaMars.
– Cóż, nie mam nic przeciwko! –
powiedział jego wujek Samuel, rozsiadając się na stołku przy wyspie i klepiąc
się po swoim wielkim brzuchu.
- Panie Jezu. Wczoraj u Dorothei zjadł
cały placek ze słodkich ziemniaków, a gapi się na te pudełka pączków, jakby nie
jadł od miesięcy - Powiedziała siedząca obok żona Samuela, panna Regina.
- Pączki! Świetnie! - wykrzyknął Liam,
wchodząc ze Scrapperem siedzącym tam, gdzie Scrapper często spędzał czas.
Opierając się na szerokich ramionach Liama.
Nie wiedziałam, jak ta dwójka to
robiła. Jak Scrapper zachowywał równowagę, gdy Liam robił wszystko to, co miał
zamiar zrobić. Ale udawało im się to.
Tak, moje dziecko ukradło mi kota.
Zajęło
mu to dwie sekundy, kiedy wrócił do domu z randki. Spojrzeli na siebie i oboje przepadli.
Kiedy Liam był w domu, byli nierozłączni.
Dobra wiadomość
była taka, że Darius nie był już zły na Texa za rzucenie na nas kota.
Nie
było złych wieści.
Tyle że
chciałam być dobrą mamą i uważać, że to urocze, że moje dziecko ukradło mi
kota.
Ale byłam
zirytowana.
Pierwsza
go zobaczyłam!
Darius
położył pudełka, rozłożył je na wyspie i podniósł pokrywki.
Gdy to
uczynił, powiedział do syna - Ściągnij kuzynów, synu. Podano śniadanie.
I co
zrobił Liam?
Przeszedł
dwa kroki do drzwi salonu i krzyknął - Richie! Jacqueline! Pączki już są!
Spojrzałam
na Dariusa.
Walczył
z uśmiechem.
Walczyłam,
chwytając pączka i ciskając nim w niego.
Pan Sam
wychylił się daleko i sięgnął po cynamonowy kęs.
–
Jeden, Sam – ostrzegła panna Regina - Święto Dziękczynienia już się skończyło.
Słyszałeś, co powiedział twój lekarz.
- Święto
Dziękczynienia trwa cztery dni, kobieto – odparował, po czym wgryzł się w
pączka i mówił dalej przez cynamon i ciasto - Żaden szanujący się lekarz nie
odmówiłby mi tego pączka.
Zwróciła
na mnie zmartwione oczy.
Rozciągnęłam
usta, żeby powiedzieć, że nie mogłam jej pomóc.
Tak czy
inaczej, zgadzałam się z panem Samem.
Liam
usiadł przy wujku swojego ojca, bracie swojego dziadka i sięgnął po własnego
pączka, a ja rozkoszowałem się obserwowaniem ich z bliska i chłonięciem
podobieństw.
Rozkoszując
się faktem, że Darius nie tylko miał wokół siebie całą siłę swojej rodziny, ale
teraz mogliśmy dać ją naszemu synowi.
Scrapper
usiadł na ramieniu Liama i z zainteresowaniem przyglądał się mojemu chłopcu,
podczas gdy Liam wgryzał się w wypełnione kremem, pokryte czekoladą pączkowe
ciasto.
Liam
odgryzł malutki kęs i podał go swojemu kotu, który przyjrzał się mu swoim
malutkim czarnym noskiem, po czym zadarł głowę do góry.
- Więc
więcej dla mnie, kolego – powiedział Liam do swojego futrzanego przyjaciela.
Darius zbliżył
się do mnie, gdy opierałam się o tylny blat, pochylił głowę i szepnął mi do
ucha - Lepiej bierz to, czego chcesz. Richie jest gorszy niż jego tata. A
Jacqueline sama opróżni pudło. Może i jest chuda jak naćpana metą, ale ta suka
potrafi to wchłonąć.
Zauważyłam
to wczoraj u Dorothei.
Stłumiłam
chichot, po czym ukryłam uśmiech za kubkiem z kawą.
- Ktoś
powiedział pączki? – zapytał Richie,
syn Sama i Reginy, wchodząc do pomieszczenia i wpatrując się w pudełka.
Dłoń
Dariusa wystrzeliła w górę i zgarnął ze stosu jeden z nadzieniem cytrynowym,
bułkę cynamonową i z kremem bostońskim.
Odchylił
się do tyłu, położył cynamon i krem bostoński na blacie obok siebie i podał mi
cytrynę.
Mój
mężczyzna.
Zawsze
się mną opiekujący.
Jacqueline
wciągnęła tam swój malutki tyłeczek, mając ciało owinięte w krótki szlafrok,
idealną twarz, ale włosy wciąż w rozczochrane.
Jej
wzrok powędrował do Dariusa - Zły timing, kuzynie. Nie przeszkadza się
dziewczynie w jej codziennych przygotowaniach.
- Nie
musiałaś schodzić na dół – zauważył Darius.
– I miałam
pozwolić Richiemu i tacie zjeść je wszystkie? - zapytała.
Delikatnie
nachyliła się nad pudełkami, robiąc przegląd produktów, jakby jej decyzja miała
trwać godzinami, po czym wyjęła paczka z dżemem spod palców Richiego.
- Hej!
- psyknął.
- Gapowe
się płaci - powiedziała, zanim zrobiła wielkie widowisko, wgryzając się w niego,
nie odrywając wzroku od brata.
- Nic
dziwnego, że Tyler nie chciał jechać z tobą do Denver na Święto Dziękczynienia
– Richie werbalnie odpowiedział.
- O
Panie – zawołała panna Regina do sufitu.
Jacqueline
przełknęła kęs pączka i warknęła – Mój mężczyzna jest blisko ze swoją rodziną.
- Jak chciał
sięgnąć po udko indyka, prawie odgryzłeś temu biednemu bratu ramię –
odpowiedział Richie.
Uśmiechnęła
się słodko, a dzięki doświadczeniu zdobytemu w ciągu ostatnich dwóch dni
wiedziałam, że Richie był ugotowany.
- Przynajmniej
nie zrywa ze mną przed każdymi wakacjami, bo jestem zbyt głupia i tchórzliwa,
żeby się zaangażować, nawet po sześciu latach razem - Uniosła rękę i wykręciła
mu wielki diament przed twarzą. Niespodziewanie jej wyraz twarzy zmienił się na
przerażony i odwróciła się do Dariusa i mnie - Przepraszam. Bez urazy. Mieliście
okoliczności łagodzące.
- Bez
obrazy - powiedziałam jej.
- Kimberly
rozumie, że mężczyzna musi być gotowy – Richie prychnął.
Jacqueline
odwróciła się do niego. – Kimberly obecnie sprawdza Chestera, bo to jest
mężczyzna, który potrafi się zaangażować.
– Tak,
udowodnił to dwoma rozwodami, a brat jest w moim wieku, ma cholerne trzydzieści
dwa lata.
- Richard!
Język! – krzyknęła panna Regina.
Drzwi
wejściowe się otworzyły.
- Juhu! - zawołała pani Dorothea.
- Tutaj,
mamo! - krzyknął Darius.
Ugh!
Krzyki.
Wypuściłam
westchnienie.
Pojawiła
się w drzwiach, trzymając w jednej ręce blachę do pieczenia, w drugiej
trzymając torebkę na ramieniu, a jej mama, babcia Beverly, która przyjechała z
Phoenix, była u jej boku.
- Cóż, spójrzcie
tylko. Macie pączki. A tutaj obudziłam się wcześnie i upiekłam
porcję moich bułeczek cynamonowych.
Upiekłam porcję.
Zrobienie
bułek cynamonowych zajęło jej trzy godziny.
Trzymała
je wyciągnięte do przodu, a Liam i Jacqueline wpadli na siebie, chwytając je.
Ale
Scrapper, jako że był Scrapperem, trzymał się dalej.
- Kocham
swoje życie – powiedziałam.
Darius
chwycił moją dłoń, a ja zaczęłam się do niego uśmiechać, ale podniósł ją w
dziwny sposób, wkładając drugą rękę do kieszeni dżinsów.
Następnie
wsunął na mój palec serdeczny diament o szlifie poduszkowym, otoczony większą
liczbą diamentów i z jeszcze większą liczbą diamentów osadzonych w obrączce.
A
główny diament był znacznie większy niż ten Jacqueline (była słodka i lubiłam
ją, ale, jak by to ujęła Toni… ha).
Pani
Dorothea westchnęła.
Podobnie
pani Regina, babcia Beverly i Jacqueline.
- Cóż,
w porządku – zapiał pan Sam.
- A ja
kocham moją przyszłą żonę – szepnął Darius, patrząc mi w oczy.
No cóż.
Pieprzyć
to.
Nie
powstrzymywałam ich.
Rzuciłam
mu się w ramię i zalałam się łzami.
*****
Dwie
godziny później, po kilku innych telefonach i pojawieniu się kilku innych
członków rodziny, zadzwoniłam do Toda.
- Hej,
dziewczyno – odebrał – Co się dzieje?
- Wszystkie
systemy działają – odpowiedziałam.
Zachichotałam,
kiedy musiałam odłożyć telefon od ucha, bo tak głośno wrzeszczał.
*****
Weszłam
tylnymi drzwiami, powiesiłam płaszcz na wieszaku, przerzuciłam torebkę i pasek
aktówki na niego, po czym przeszłam przez pralnię do kuchni.
Już poczułam,
że ktoś zapalił moje zimozielone świece.
Pachniało
jak Boże Narodzenie.
A moja
kuchnia w tym ociekała (to było coś ze starego miejsca, z czego na pewno
korzystaliśmy, moje ozdoby choinkowe).
Mój
mężczyzna siedział przy desce do krojenia i kroił warzywa. Mój syn siedział
przy blasze z bułeczkami drożdżowymi, smarując ich wierzch roztopionym masłem.
Scrapper był tam, gdzie Scrapperowi nie wolno było przebywać, uderzając nakrętką
butelki z wodą po wyspie, około dwóch stóp od bułek.
– Synu,
twój kot – powiedziałam.
- Jest
taki malutki, że nie widzę go, kiedy jest na podłodze, a nie chcę na niego
nadepnąć – odpowiedział Liam.
Spojrzałam
na Dariusa.
– Ja
też nie chcę na niego nadepnąć.
Tych
dwóch.
Proszę.
Niech ktoś mnie zabije.
Nikt
nie chciał mnie zabić, więc zrobiłam następną najlepszą rzecz.
Podeszłam
do wina i nalałam.
- Kobieto,
usta – rozkazał Darius.
Poszłam
do mojego mężczyzny i dałam mu usta.
Nie przeciągnął
tego, ale i tak zrobił to dobrze.
Razem z
winem podeszliśmy do stołka i zapytaliśmy - Chcecie wiedzieć, co wydarzyło się
dzisiaj w pracy?
- Jasne
– odpowiedział Liam w tym samym czasie, gdy jego tata nalegał – Strzelaj.
- Dziś
rano biuro Jeffreya zostało wysprzątane, zanim ktokolwiek przyszedł. Nic tam
nie zostało. Tylko jego biurko i inne meble, które są własnością firmy.
- Wow –
powiedział Liam, odwracając się do piekarnika, aby ustawić temperaturę bułek.
- A
Carrie została w puszce. Chyba mamy politykę bez-pieprzonego-wymieniania-partnerów
- Upiłam łyk wina. - Musiałam to przeoczyć, czytając nasz podręcznik
pracowników.
Liam
spojrzał na Dariusa i uśmiechnął się - Mama powiedziała pieprzony.
Darius
odpowiedział uśmiechem.
- Chłopcy!
- zawołałam - To ważna wiadomość.
– Wiem.
Nigdy nie mówisz pieprzony. Albo nie mówisz tego zbyt często – odparł Liam.
Scrapper
machnął nakrętką w moją stronę.
Złapałam
to, pstryknąłam palcem, a on pobiegł za nią, z tyłkiem wzniesionym w powietrze,
kołyszącym się ogonem, wyciągniętymi przednimi łapami, uderzającymi łapami o
stal nierdzewną, kiwającym głową na boki, całkowicie przegapiając tę niesłychaną
rzecz.
Uroczy
mały łobuziak.
Liam
odstawił do zlewu miskę, w której topiło się masło, a następnie chwycił
Scrappera i położył go na swoim ramieniu.
Scrapper
natychmiast ułożył się w zgięciu, blisko szyi Liama, z przednimi łapami
zwisającymi do przodu, tylnymi łapami zwisającymi w dół jego pleców,
najwyraźniej decydując, że ściganie nakrętek to ciężka praca i nadszedł czas na
drzemkę.
To było
totalnie do bani, że moje dziecko ukradło mi kota.
- Można
tak łatwo wyrzucić wyznaczonego partnera? – zapytał mój syn.
- Nie.
Chyba że zrobił coś bardzo, bardzo złego.
Mój
wzrok powędrował do Dariusa.
Jego
oczy płonęły.
- Ally
jest taka dobra? - zapytałam.
- A jak
myślisz? - zapytał w odpowiedzi.
Nie
musiałam myśleć.
Wiedziałam.
Uśmiechnęłam
się do niego.
Mrugnął
do mnie, a potem odwrócił się do deski do krojenia, żeby z niej zrzucić warzywa
do garnka z wrzącą wodą na kuchence.
*****
Siedzieliśmy
na czterech fotelach w Reserve, Toni naprzeciw mnie, Tony naprzeciw Dariusa.
Na
stole między fotelami stała deska zastawiona serami i wędlinami, oliwkami,
orzechami i owocami.
Trzymałam
w dłoni kieliszek wyjątkowej czerwieni.
Toni
zdecydowała, że dzisiejszy wieczór, jak wiele innych, będzie wieczorem z
martini.
Tony i
Darius o czymś rozmawiali. Sporty. Obecne wydarzenia. Nie wiedziałam.
Było mi
to obojętne.
Bardzo
mi się podobało, że się dogadywali. Żeby mogli kontynuować rozmowę bez swoich
kobiet, tak jak my mogłybyśmy robić to bez nich.
Oczy
Toni przesunęły się na mnie i wyczytałam w nich to, co poczułam w uścisku, jakim
mnie objęła przed Fortnum kilka miesięcy temu.
Zrozumiałam
to. Żyłam tym.
Chmura
szczęścia nigdy nie zniknęła i teraz wiedziałam, że nigdy nie zniknie.
- Tatuś!
– krzyknęła Talia od drzwi.
Odwróciłam
się, żeby spojrzeć na nią wokół fotela.
Wyglądała
na czymś zirytowaną.
Nie
kazała nam czekać, aby podzielić się z nami tym, o co chodziło.
- Liam
oszukuje! - oskarżyła.
- Nie oszukuję!
- Liam krzyknął z wypoczynku w drugim pokoju.
- Liam
nie jest oszustem, kochanie – powiedział Tony.
Spojrzała
na niego gniewnie, po czym zmieniła cel.
Podeszła
do Dariusa, położyła mu rękę na przedramieniu, skręciła nogę w kostce,
spojrzała na niego oczami zranionej łani i wyjęczała - Wujku Dariusie, Liam
ciągle wygrywa w grach telewizyjnych.
Darius natychmiast
zerwał się z fotela - Dobra, kochanie. Chodźmy z nim porozmawiać.
Uśmiechnęła
się radośnie, wzięła go za rękę i wyszli.
- Kiedy
dasz mu kolejne dziecko, będziesz cierpiała – ostrzegła Toni.
- Już
to wiem – powiedziałam beztrosko, po czym upiłam łyk wina.
I
wiedziałam.
Po
prostu mnie to nie obchodziło.
*****
–
Widzisz to?
- Szzz,
widzę to.
– Nie widziałaś
tego do tej pory.
– Tak.
–
Absolutnie nie.
- Grr!
Oderwałam
wzrok od Kennetha, który tulił do piersi nowonarodzoną córkę swoją i Leny, Michelle,
siedząc przytulony obok Leny w szpitalnym łóżku i, co nie było niczym
niezwykłym, świat dla Kennetha się rozpłynął.
Jedynymi
ludźmi w nim byli on, jego żona i córka.
- Myślisz,
że jest szurnięty. Ja myślę, że to ogarnia. Ma miejsce tylko na to, co jest dla
niego ważne, ciekawe, co ma dla niego znaczenie, a reszta znika. To geniusz –
szepnął Darius.
Nie
mogłam się z tym spierać.
Widziałam,
jak mama próbowała się tam dostać i położyć ręce na Michelle.
Kenneth
zignorował ją, spoglądając wyłupiastymi oczami na żonę i robiąc to samo swojej
córce, więc mama nie miała innego wyboru, jak tylko się wycofać.
-
Widziałaś? - Darius nadal szeptał - Geniusz.
Spojrzałam
na niego z boku.
Uśmiechnął
się do mnie, kiedy to złapał, po czym pochylił się i szepnął mi do ucha - Chcę
jedno takie.
Kiedy
się odsunął, obiecałam - Kiedy nadejdzie czas, dam z siebie wszystko.
Uśmiechnął
się do mnie, zanim mnie pocałował.
Objął
mnie ramieniem, gdy ponownie skupiliśmy się na nowo powiększonej rodzinie.
Lena
oparła głowę na ramieniu Kennetha i dotknęła policzka córki.
Moja
chmura mnie przytuliła.
Westchnęłam.
*****
Niewiele później…
Nie
mieliśmy wystarczającej liczby biletów dla wszystkich członków rodziny Liama.
Mimo to
udało nam się pogrzebać, zdobyć trochę i zaprosić na stadion mamę i tatę, Lenę
i Kennetha, Toni i Tony’ego, panią Dorotheę, Gabby, Danni i babcie Beverly.
Po tym,
jak Liam przyjął świadectwo ukończenia szkoły i przesunął frędzlem po birecie,
jego kroki były zdecydowane, jakby już wkraczał w wspaniałe życie, jakie będzie
prowadził, jego dyplomy z gratulacjami trzepotały, jego wzrok skierował się
bezpośrednio na mnie.
Pomachałam
mu, podskakując na swoim miejscu i przesyłając całusy.
Jego
szeroki uśmiech stał się jeszcze większy i rozlał się po jego twarzy.
Potem
zatrzymał się i gwałtownie opuścił głowę, zanim spojrzał na ojca. Dopiero gdy
to zrobił, uderzył pięścią w serce.
Zacisnęło
mi się gardło.
Darius
również uderzył pięścią.
Liam
odszedł.
Spojrzałam
na mojego mężczyznę i nie miałam czasu, by radzić sobie ze łzami w oczach.
Musiałam
sobie radzić z tymi w jego.
*****
To tak
naprawdę nie powinno być zmartwieniem, że nie udało nam się zdobyć biletów dla
wszystkich.
Kiedy
po ceremonii rozdania dyplomów przeszliśmy przez tylną bramę, zauważyłam, że
RCHB było zajęte. Nasze podwórko przeszło metamorfozę. Wszędzie wisiały balony,
serpentyny i transparenty, stoły uginały się od jedzenia, jeszcze bardziej
uginały się od zapakowanych prezentów, stopy twardo stąpały po ziemi, a buty
spoczywały na każdym leżaku z okolicy, a niektóre przyniesiono także z innych
miejsc.
Konfetti
unosiło się gęsto w powietrzu wśród okrzyków i wrzasków, gdy Liam pokazał swoją
twarz.
Lee był
pierwszym, który chwycił go za kark, męsko potrząsnął, a potem przyciągnął do
uścisku, bijąc go tak mocno po plecach, aż przysięgam, że Liam mógł mieć od
tego siniaki.
Liam
nigdy, przenigdy nie narzekałby.
Kochał
swojego wujka Lee.
Eddie
wszedł następny i zrobił to samo.
Liam na
to też nie narzekałby, bo to samo czuł do swojego wujka Eddiego.
Jako
następna wkroczyła Daisy, wyciągając się wysoko, nawet jeśli miała na sobie
Lucite, buty do striptizu na platformie, które dodawały jej co najmniej dwanaście
dodatkowych centymetrów (mój chłopiec był tak wysoki jak jego tatuś, a nawet wyższy).
Ujęła
jego twarz w obie ręce.
- Spójrz
na siebie, słodziaku, z którego twoja mama i tata są dumni. Ruszasz na Harvard!
- Odwróciła się, zgięła wpół i krzyknęła - Harvard!
Wszyscy,
którzy mieli kieliszek, podnieśli go (a było ich większość) i razem z wszystkimi,
którzy go nie mieli (a było ich prawie wcale) krzyczeli - Harvard!
Zaśmiałam
się.
Odwróciła
się do Liama i
uderzyła go
delikatnie dwa razy w policzek otwartą dłonią.
- Jestem
z ciebie dumna, dzieciaku. Dobra robota – Potem znów się odwróciła i krzyknęła
– A teraz, gdzie jest moja margarita?
- Ona
jest jak szaloną cheerleaderką – wymamrotał Liam, gdy odeszła, ale uśmiechał
się, bo to była ona, a on kochał swoją ciotkę Daisy.
To
Darius chwycił go wtedy za kark i trzymał dalej, prowadząc syna do przodu, na
łono całej gromady ludzi, którzy go kochali, mówiąc - Ona jest, synu. Ona taka
jest.
*****
Niewiele później potem…
Wiedział,
że tam byłam.
Mojemu
mężczyźnie nic nie umykało.
Ale nie
podniósł wzroku znad swojego zadania.
- I słoniątko zapytało króliczka: „Ale
dlaczego żaba musi pozostać w swoim liliowym mieszkanku?
Zabawiał
się w sypialni Jill.
Nasza
córka leżała na jego klatce piersiowej, jej wielkie oczy opadły, gdy głęboki
głos jej tatusia rozbrzmiał wokół niej i grzmiał w niej, gdy jej czytał.
Zostawiłam
ich z tym.
Miałam
całą tę dobroć dla siebie, kiedy urodziłam Liama.
I
dowiedziałam się, że Darius dałby mi wszystko, ale przepadał za małymi dziećmi.
Nie
przeszkadzało mi to.
Ani
trochę.
Zamiast
zejść na dół do swojego fotela i książki w gabinecie, poszłam do kuchni, bo
musiałam zrezygnować z wina na rzecz ciąży i karmienia piersią, ale teraz to
odzyskałam.
Nalałam
sobie trochę i podeszłam do gramofonu w salonie.
Włączyłam
album.
I
skuliłam się na kanapie, i czekałam na niego.
Niewiele
później pokazał się z elektroniczną nianią w dłoni.
Jego
wzrok skierował się na mnie, ale jego ciało powędrowało do kuchni.
Wyszedł
wciąż z elektroniczną nianią, ale także z lampką wina.
Ustawił
monitor na bocznym stoliku, po czym owinął swoje długie ciało wokół mojego od
tyłu.
- Więc?
– zapytał mnie do ucha.
Wiedziałam,
o co pytał.
Musieliśmy
podjąć ważną decyzję.
Oparłam
się o jego szeroką klatkę piersiową.
- Życie
jest przygodą, prawda? - zapytałam w odpowiedzi.
- To
nie jest odpowiedź, mała.
Wykręciłam
szyję, żeby na niego spojrzeć - Co ty chcesz zrobić?
Nie
wciskał mi żadnych bzdur ani nie owijał tego, kiedy powiedział - Chcę jechać.
- Lee i
Eddiego tam nie będzie.
- Tak,
będą. Zawsze będą. Być może nie tak blisko, ale zawsze będą.
Miał
rację.
- Mama
wkrótce przejdzie na emeryturę. Tam jest lepsza pogoda – powiedział mi. - Ma
dość śniegu i zimna.
Znów
miał rację.
- Ja
też mam tego dość - dodał.
- Co
zrobimy z domem? - spytałam.
-
Wynajmiemy.
Skrzywiłam
się.
Uśmiechnął
się i powiedział - Piwnicę z winami możemy zbudować gdziekolwiek, kochanie.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu, zanim mu powiedziałam: – To nie tylko to.
-
Zabierzemy to ze sobą - powiedział - Lub Danni i Gabby nie odmówiłyby kolejnej
pracy. - Znowu się uśmiechnął. - Mam teraz przewagę liczebną. Ty i Antonia
możecie sprawić, żeby było tak, jak zechcecie.
-
Chcemy być otoczeni tobą.
Zamknął
oczy i oparł czoło o moje, a z bliska mogłam zobaczyć opierające się o jego policzki
te długie, kręcone rzęsy, w których zakochałam się wiele lat temu, miedzy
regałami książek w antykwariacie.
Kiedy
je otworzył, szepnęłam - Jedźmy do Los Angeles, kochanie.
Pocałował
mnie.
So Long, Frank Lloyd Wright zakończyło się, ramię gramofonu uniosło się i zawirowało z powrotem na miejsce.
Darius
zostawił mnie, przewrócił album i ustawił igłę.
Wrócił
i owinął się wokół mnie.
I razem
słuchaliśmy życia Dariusa w piosence (w większości), siedząc blisko, popijając
wino, z naszym synem na drugim końcu kraju, przygotowującym się do podboju
świata, z naszą córką na górze, śpiącą, marzącą i beztroską.
A
Darius i ja byliśmy na naszej kanapie, ale na chmurze.